Elementary, sezony 1 i 2

elemm

Sprawy kryminalne fajne, Lucy Liu fajna, Nowy Jork fajny…  po diabła do tego doklejali Sherlocka??

W swym ambitnym założeniu serial Elementary miał być amerykańską odpowiedzią na sukces brytyjskiego Sherlocka. Oczywiście, jak to w USA bywa, z 3 odcinków trzeba było zrobić 20+, a kiedy filmowcy Jej Królewskiej Mości grzecznie odmówili współpracy, sprzedaży pomysłów i generalnie zaproponowali Amerykanom niekontrolowany lot dendrologiczny* – powstało coś, co w założeniu miało być sprytną zabawą konwencją. Jeśli o mnie chodzi, to mam przed oczami jakąś dziwną hybrydę Mentalisty, Castle’a i Magii kłamstwa. Z Sherlockiem w tle.

No dobra, przesadzam – sprawy kryminalne, prowadzone przez amerykańskiego Sherlocka, są na naprawdę fajnym poziomie, pomysłowe i nie grają na tym samym schemacie. Zostałam zaskoczona parę razy, a czasem nawet się nie zastanawiałam, kto zabił, bo było tak ciekawie. To jest najsilniejszy atut serii i chyba jedyna rzecz, która ciągle mnie przy niej trzyma. No i Lucy Liu, mam do niej dziwną słabość. To pewnie przez te małe chińskie oczka.

elementary.jpegLucy chodzi na naprawdę niebotycznie wysokich obcasach. Na szczęście oszczędzono nam pościgów w jej wykonaniu

No, ale od początku. Zapomnijmy, że Elementary stara się żyć dzięki odcinaniu kuponów od serialu brytyjskiego, pomińmy irytujące zawołania jednego z bohaterów, który koniecznie musi zaznaczyć, że on WIERZY W SHERLOCKA HOLMESA (co było zawołaniem fanów BBC po zakończeniu drugiej serii). Pomińmy niektóre motywy mocno podobne – w końcu podstawą obu serii są opowiadania, nic dziwnego, że i tu i tu Sherlock obija rózgą zwłoki w kostnicy. Jestem twarda i diabelnie mi się nudzi, oglądam dalej.

Po pierwsze – Sherlock jest ćpunem, który właśnie wyszedł z odwyku, a doktor Watson jest jego trzeźwą towarzyszką. Tu zahaczamy o „po drugie” – Watson jest kobietą. Nie przeszkadza mi to, pomysł uważam za całkiem sympatyczny i ciekawy. Niestety, Sherlock zamiast klasycznie się zainteresować Watson jako człowiekiem, najpierw, niczym nieznośny dzieciak, obraża ją co krok. I to nie w uroczy, błyskotliwy sposób, a smutno-seksistowski. Wiecie, dowcip z gatunku: dawno nie miałaś dobrego orgazmu, idź się przespać z kimś, bo mnie wkurzasz.

elementary-mZamyślony Sherlock. No i jak ja mam traktować go poważnie, jak wygląda jak ta żaba, co się nie rozerwie?

I nie byłoby to takie złe, gdyby Watson odszczeknęła się w jakiś fajny, babski sposób. Nie, jest bierna i grzeczna niczym chłopiec do bicia, pokorna niczym owieczka, bo „klient” ma prawo do „humorów”. Ale ona rozumie. Wybacza. Nawet, gdy „klient” włazi jej z butami w życiorys i upokarza swoją wybitną dedukcją. I NAWET to bym zniosła, gdyby nie to, że najzwyczajniej mi się nie podoba aktor grający Sherlocka (Jonny Lee Miller). Ma kompletnie nijaką gębę, żabie usta i wodniste oczka. Nawet wieczne niedogolenie mu nie pomaga. No, tatuaże pomagają. Trochę.

Cały czas mam wrażenie, że gdyby serial odczepił się od całej tej Sherlockowej otoczki, byłby znacznie lepszy. Przynajmniej scenarzyści musieliby wykazać odrobinę inwencji, jeśli chodzi o tworzenie postaci. Niestety, przez większość czasu mam wrażenie, że poprzestają na „no przecież wszyscy wiedzą, kim jest Sherlock”. Przyznam, że jedynie w przypadku Irene Adler konwencja się sprawdza i jak dotąd jest to największy argument za.

DetailsMotyw z kłódkami jest fajny

Z drugiej strony mamy świetny portret faceta, który osiągnął heroinowe dno i powoli wspina się na powierzchnię. Mamy kobietę, która popełniła błąd, który kosztował ludzkie życie. Dwie rozbite osoby, które zaczynają budować wokół siebie świat na nowo.

A potem wszystko szlag trafia, bo scenarzyści uznali, że dawno o seksie nic nie było, dawaj, niech Watson prześpi się z Mycroftem, hajda! Bo słodki był i taki miły. Tak nawiasem mówiąc, to argument pojawiający się u prawie wszystkich kobiet w serialu, które zdecydowały się na jednonocną seksualną eskapadę. Panowie, niech to będzie dla Was wskazówka – w HAmeryce trzeba na słodko i miło. Troskliwie też może być.

A ja patrzę na galerię naprawdę fajnych aktorów, którzy przewijają się w tle, parę brytyjskich mord, od których robi mi się przyjemnie w oczach i ciągle sobie zadaję pytanie – no ale po co w tym wszystkim Sherlock? Nieodmiennie odpowiedź brzmi: pieniądze, Szyszko, pieniądze. A patrzcie, taki Castle może sobie działać bez odcinania kuponów, ale co ja się tam znam…

Oglądam dalej, bo pomijając to wszystko (nawet mordę głównego bohatera – ludzie, trzeba go było zostawić w spokoju po tym wiekopomnym dziele, jakim był film Hakerzy z Angeliną Jolie) – to naprawdę dobry serial kryminalny. Jeśli przymkniemy oko na legalność działań pary bohaterów, to będziemy się całkiem dobrze bawić.

A kiedy naprawdę, naprawdę nie będziecie mogli wytrzymać, to uświadomcie sobie, że Sherlock ma tatuaż w kształcie tłuściutkiego, chińskiego szczura na przedramieniu. Mnie to pomaga.

*kazali spadać na drzewo

5 Replies to “Elementary, sezony 1 i 2”

  1. Justyna Kaszowska says: Odpowiedz

    Cieszę się, że ktoś ma podobne uczucia do moich oglądając ten serial. Niby wszystko fajnie, gra konwencją Sherlocka, Watson kobietą, uzależnienie… itd., ale brakuje ikry i błyskotliwości. Jest zbyt „bezpiecznie”. A romans z Mycroftem? fuuuuj! 🙂
    ogólnie: oglądam, ale czuję dysonans (co nie dziwi, gdy siłą rzeczy porównuję Sherlocka z Elementary z psychopatycznie uroczym Benedictem 🙂

    1. żeby ten Mycroft jeszcze jakoś wyglądał… ble i fu! A porównanie pana Millera do większości Sherlocków wychodzi mu na niekorzyść. Do większości facetów wychodzi mu na niekorzyść. Choć Jonny jako osoba jest bardzo sympatyczny i jako aktor dramatyczny całkiem całkiem, jak na niego patrzę, to mam ochotę go zapytać: „Móżdżku, czemu jesteś smutny, nie chce ci się już podbijać świata?”

  2. O to to! Też tak mam 🙂 ale oglądam bo małe chińskie oczka i tatuaże. Generalnie zmienić bohaterom nazwiska i będzie cacy 🙂

    1. no popaczaj, jakieśmy zgodne 🙂

  3. Ja Johnny’ego Lee Millera bardzo nie lubię w tej roli. Niby rozumiem, że Sherlock z założenia jest nieprzyjemny, arogancki itd. ale w jego wykonaniu jest on wyjątkowo nieprzyjemny. Z samą Lucy Liu byłoby lepiej.

Dodaj komentarz