Ergo Proxy (anime)

A ty? Wiesz, po co żyjesz?

Na zewnątrz jest pustka, martwy świat bez słońca, zieleni i płynącej wody. Tu, w Romdou jest bezpiecznie. Każdy człowiek i przydzielony mu osobisty AutoReiv wypełnia swoje zadanie w spokoju i bez emocji, nie trzeba się martwić o przyszłość.
Koszmarna nuda. Przynajmniej według Re-l* (Lil) Mayer, bo cała reszta świata zdaje się być zadowolona. I dlaczego ci Imigranci tak usilnie starają się wpasować w szeregi, zlać się w identyczną masę idealnego społeczeństwa? Żałośni. Żałośni  i nudni, szczególnie ten Vincent Law, gapiący się na Re-l baranim wzrokiem.
Sielankę zakłócają sporadyczne ataki oszalałych AutoReivów. Za sprawą wirusa cogito wpadają w szał i mordują swych podopiecznych. Re-l oczywiście bada tę sprawę, przynajmniej coś się dzieje. A dzieje się dużo – stanowczo za dużo, jak na rutynowe śledztwo… śledztwo które wkrótce zaprowadzi Re-l prawie na koniec znanego świata.
I co to za słowo, Proxy?

Na zewnątrz jest pusto i ciemno. Tu, w Romdou jest bezpiecznie. Każdy człowiek i przydzielony mu AutoReiv wypełnia swoje zadanie w spokoju i bez emocji, nie trzeba pytać o przeszłość. Bo przeszłość to coś, co przeszkadza w byciu idealnym obywatelem, a przecież właśnie tego pragnie Vincent Law. Nawet ścigając oszalałe AutoReivy i znosząć pogardę przepięknej Lil Mayer: wszystko robi dla Romdou.
Ktoś włamał się do domu Re-l ostatnio. Ona twierdzi, że to potwór o nadludzkiej sile, ten sam, którego ślady napotyka podczas śledztwa, ale inni twierdzą, że to Vincent. Owszem, broni się, byłem tam, ale zgłoszono uszkodzonego AutoReiva w pobliżu!
Dlaczego „Proxy” tak znajomo brzmi?

Proxy?

Kto to…
Kim jest Proxy?
Kim ja jestem? …A ty?

Jaki jest powód, dla którego żyjesz?

Trudno określić, do jakiego gatunku należy Ergo Proxy – seria balansuje pomiędzy kanonami. Odkrywa swoje tajemnice powoli, podając delikatne sugestie od samego początku po to, byśmy się nagle zachłystywali prawdą, kiedy wszystkie puzelki wskakują na swoje miejsca. Mnie osobiscie najbardziej się podobało to, jak rewelacyjnie można powiedzeć wszystko nie używając słów. Jednym obrazem, gestem, prostym „uhm”.

Jest to również jedna z nielicznych serii, traktuje eurpoejską symbolikę tak, jak jesteśmy przyzwyczajeni, a nie jak Japończycy myślą, że się dany symbol interpretuje… i jedna z baaardzo nielicznych, przy których znajomość symboliki jest miłym ubarwieniem, a nie warunkiem koniecznym do zrozumienia treści – odniesienia szekspirowskie, kulturowe czy filozoficzne po prostu stanowią smaczek opowieści.

Postacie są nakreśline bardzo starannie, ich działania są logiczne, konsekwentne i spójne.  Dumna Re-l Mayer, piękna kobieta o niepokornym wyrazie twarzy i gniewnym sercu. Łagodny Vincent i jego demoniczna przeszłość. Dziecięca i niewinna Pino, „skażony” AutoReiv, odkrywająca świat ludzkich uczuć. Raul Creed – stoicki szef Biura Bezpieczeństwa czy zapatrzony w Re-l Dedalus – wszyscy są przemyślani od początku do końca, a ich ewolucja, choć przepełniona symboliką, jest naturalnym procesem dojrzewania do pewnych spraw.

Graficznie przedstawia się rewelacyjnie, animacja jest płynna i unika powtarzania klatek kluczowych. Ciekawy chara design, zmieniający się w zależności od chęci uwypuklenia danego stanu psychicznego bohaterów. Kolorystyka? Cóż, w świecie bez słońca nie można przecież wiele oczekiwać… a mimo wszystko ilość brązów, brunatności i szarości jest powalająca.

Do tego muzyka, którą chce się nucić w deszczowe popołudnia, kiedy się jest szczęśliwym, że pada na zewnątrz. I piosenka otwierająca, która przykleja się mimo woli gdzieś do mózgowego podniebienia.

Nie przejmujcie się surrealizmem. Nie rzucajcie poduszkami w ekran, kiedy natraficie na odcinek, który jest absurdalny, surrealistyczny i nic nie wnosi. Uwierzcie mi. Tam nie ma takich odcinków – każdy z nich dodaje coś do pełnego obrazu tego martwego świata, bez słońca, zieleni i płynącej wody.  Tłumaczenie DVD jest bardzo dobre, sama jakość obrazu też podnosi na duchu, jest więc nadzieja dla rynku anime w Polsce.

*bohaterowie mówią RIRU, co jest japońskim odpowiednikiem zarówno Lil, jak i Re-l… niestety po polsku ta dwuznaczność umyka, a szkoda.

4 Replies to “Ergo Proxy (anime)”

  1. To jedno z najlepszych anime jakie oglądałem.
    Jeszcze przytoczę taką ciekawostkę: o zagranie piosenki do openingu kiedyś poproszono zespół Radiohead, ale po obejrzeniu kilku odcinków uparli się żeby nagrać sam ending. I dobrze się stało bo piosenka Kiri zespołu Monoral naprawdę powala.

  2. Faktycznie, zgrabnie im wyszła ta gra słowna (zwłaszcza gdy Pino pyta, gdzie jest ta real Re-l [jakkolwiek by tego nie napisać]). Dawniej bardzo ekscytowałem się tym tytułem, ale potem obejrzałem Texhnolyze. Jak dla mnie pozycja z podobnym klimatem, tylko wszystko jest tam _bardziej_ 😉

    Anyway – pewnie wszyscy już wiedzą, ale przypomnę:
    w Merlinie można kupić _cały box_ (tak, wszystkie odcinki) za niecałe 40zł 😉

  3. http://www.youtube.com/watch?v=Wwl6Zo20mcU

    biję w ścianę głową za to, żę nie umieściłam linka do openingu w samej recenzji – kurcze, zapomniałam, jakie to genialne, a ten fragment „come and save me”… ciarki, ciarki przechodzą!
    Boxik zakupiony już dawno…. no, dobra, na święta mężczyźnie fundnęłam, bo zakochał się w anime 😀

  4. Czaiłem się na te anime ładnych parę lat ;] Miranda mi je skombinowała ja zapomniałem i jakoś tak minęły ze dwa lata jeśli nie trzy. zupełnie niedawno przypadek sprawił że znalazłem płytki w kartonie z DVD… Odpaliłem pierwszy odcinek, potem drugi i nagle był ostatni… Kiedy w którymś odcinku pojawiła się Pino zareagowałem wręcz histerycznie bo nie znoszę takich postaci, ale bardzo szybko ją jakimś cudem pokochałem 🙂
    Seria jest niesamowita… Kopie klimatem i ma to COŚ sam nie wiem co… Ale to przyciąga, absorbuje i fascynuje. Może to kreska która mnie urzekła, może jak na mój gust bardzo udana fabuła? Bóg jeden wie. Ale Ergo proxy warto obejrzeć. żeby znaleźć to COŚ i żeby pokochać Pino 😀

Dodaj komentarz