Grillbar Galaktyka – Maja Lidia Kossakowska

grillbar_galaktyka-fabryka_slow-ebook-cov

Karmelizowany Obcy, zamach terrorystyczny za pomocą syntetycznej marchewki, macki, bulwy, kotlety z grzybnych mafiozów… kosmos jest pełen żarcia, pora więc zajrzeć na strony najbardziej odjechanego menu we wszechświecie. Witamy w Płaczącej Komecie, gdzie przeżyjecie największe rozkosze kulinarne. O ile posiadacie układ pokarmowy.

Z panią Mają mamy trochę nie po drodze, bo jej kipiąca wyobraźnia na dłuższą metę mnie męczy – szczególnie w momentach, kiedy zamiast popychać do przodu akcję, poświęca dwie strony na opis coraz to nowych rzeczy będącymi aluzjami do rzeczywistości. Wyznaję zasadę, że oczko do czytelnika puścić można, ale nie należy zamykać go na całe pięć minut czytania. Dlatego też we fragmenty „rozważaniowe” brnę z ostrożnością i niechęcią krasnoluda głębinowego, który sprawdza, czy w korytarzu jest metan (to z Pratchetta).

Jednak w Grillbarze nie ma czasu na puszczanie oka, a jeśli jest, to uwierzcie mi, powieka mruga z szybkością skrzydełek koliberka. Nie obraziłabym się, gdyby cała powieść utrzymana była w tempie paru pierwszych rozdziałów, ale wiem, że potem musiałabym długo i spokojnie leżeć, pozwalając, by mój rozgrzany do białości mózg parował w powolnym zachwycie.

Fenomenalna fantazja Kossakowskiej wręcz eksploduje na kartach książki, rozkwitając z kolejnymi opisami potraw i ras mieszkańców kosmosu, sposobów ich przygotowywania (zarówno potraw jak i mieszkańców). Czyta się to jak doskonały spinoff serii Autostopem przez Galaktykę, tyle, że odrobinę bardziej poważny, a przez co momentami żywszy.

Fabuła jest prosta – oto historia szefa kuchni restauracji Płacząca Kometa, który uwikłał się w walkę z propagatorami obmierzłej zielonej syntetycznej papki odżywczej. Jest tu wszystko – upadek, problemy, tryumfalny powrót, coś na kształt wątku miłosnego (głównie do gotowania), podróże przez galaktykę… i masa, masa dobrego żarcia, opisanego tak, że człowiek się od razu robi głodny. Nie mam pojęcia, jak smakują chlipaczki czy sos kapotażowy, ale chcę je zjeść. Najlepiej już, teraz.

Książka jest chrupka gdzie trzeba, soczysta i dobrze wysmażona. W dodatku podlana świetnym sosem słowotwórczym. Akcja nieco zwalnia momentami, ale jest to potrzebne, by czytelnikowi nie spaliły się obwody (albo nie wysiadł żołądek z głodu). No i jest kot, a właściwie kotka, Silana, która należy do najbardziej udanych kocich bohaterów, jakich miałam okazję czytać.

Doskonale skonstruowany świat, pełen nieprawdopodobnych zdarzeń, niepohamowana fantazja, sensacja, trochę kryminału… to tak, jakby wejść do sklepu z przyprawami. W dodatku okazuje się, że nie tylko znajdziemy tam zioła i nasiona, ale również wszystko inne, co da się przerobić na jadalne potrawy. Pełen szacunku ukłon w stronę Kossakowskiej, bo żonglowanie taką ilością pomysłów u większości autorów skończyłoby się fatalnie. W dodatku książka jest nie tylko ciekawa pod względem kulinarnego szaleństwa, ale ma naprawdę wciągającą fabułę i całkiem przyjemnych bohaterów.

To jeden z tych tytułów, po które sięgam, gdy potrzebuję szybko i skutecznie poprawić sobie humor. Jedyną jej wadą właściwie jest to, że potem człowiek otwiera lodówkę i odkrywa, jak żałośnie zwyczajne i prostackie jest schowane w niej jedzenie…

Maja Lidia Kossakowska, Grillbar Galaktyka
wyd. Fabryka Słów, 2011

7 Replies to “Grillbar Galaktyka – Maja Lidia Kossakowska”

  1. Widzisz, a niektórzy narzekają, że te nawiązania i puszczanie oka są subtelne jak muśnięcie rozpędzonej ciężarówki. Ja co prawda do nich nie należę, bo mi się te hurtowe ilości popkulturowyh nawiązań podobały, ale też subtelnymi bym ich nie nawała. Inna sprawa, że akurat tutaj ten typ humoru bardzo mi odpowiada.

    1. cóż… a mnie akurat TU nie raziły aż tak bardzo. Bo to było założenie książki. Nie mogłam ich ścierpieć w „Zbieraczu burz”. W Grillbarze – były fajne. Większość dzikich pomysłów była oryginalna, a nie jak ów nieszczęsny spis broni aniołków w „Zbieraczu”…

      1. „Zbieracz…” to jak dla mnie w ogóle totalna porażka (zwłaszcza lobotomia Hiji, ale w całej powieści widać, że autorka nie za bardzo miała na nią pomysł). Grillbar w ogóle ma klimat lekkiego absurdu i osobiście uważam go za najlepszą książkę Kossakowskiej. Choć w sumie ciekawa jestem jej najnowszej japońskiej produkcji.

  2. Dla mnie to była tragedia. Ale ja w ogóle nie doceniam wielu tytułów z tak zwanej komediowej fantastyki. Jeden Adams jest mistrzem, reszta daleko, daleko z tyłu.

  3. Do Kossakowskiej podchodzę jak do jeża, ale przez tę recenzję nabrałam apetytu na Grillbar ;).

  4. Kossakowska nie jest taka zła, zresztą widać, że z książki na książkę pisze lepiej :). Taka „Ruda sfora” to całkiem przyzwoita pozycja.

  5. Też uważam, że „Zbieracz…” jest słaby. Zwłaszcza jego zakończenie to jeden wielki zawód. Mam też zbiór jej opowiadań, w którym chyba tylko jedno opowiadanie było warte uwagi. Jako fanatyczny wielbiciel S-F dobrze bawiłem się wyszukując różne parodie klasyków gatunku. A postacie Sama i Rudej Króliczej Łapki wymiatają.

Dodaj komentarz