Książę Persji (2010)

Filmowe adaptacje gier to podstępna i zdradziecka zabawa. Fani danej gry mają już o niej wyrobione zdanie i zazwyczaj ustawiają poprzeczkę dla filmu dość wysoko. Nie wiem, jak wypadł Hitman, wiem za to, że Max Payne zostawił po sobie bardzo nieprzyjemne wrażenia. Z takim Księciem Persji też może być problem, bo gra to przecież akcja w czystej postaci. Dlatego z przyjemnością donoszę, iż film jest całkiem niezły.

Powiem tak – ja wyszłam z kina wysoce zadowolona. Dostałam naprawdę sporo niezłej, a momentami świetnej akcji. Książę (któremu na imię Dastan) skakał po dachach, wbiegał na ściany, zjeżdżał po murach, huśtał się na wystających deskach, a kiedy sytuacja tego wymagała nawet wywijał mieczem. W wolnych chwilach czarował towarzyszącą mu Księżniczkę zadziornym spojrzeniem błękitnych ocząt. Sama Księżniczka też nie pierwsza lepsza, potrafiła rzucić ciętą ripostą i podstępem dopiąć swego. W tę jakże uroczą główną parę wcielili się Jake Gyllenhaal* (znany wam być może z Donniego Darko lub też Zodiaka) oraz Gemma Arterton (niedawno można ją było zobaczyć w Starciu Tytanów). Nadmienię też, że pojawią się jeszcze dwa dość znane nazwiska – sir Ben Kingsley (ogrom filmów wszelakich) i Alfred Molina (w kapitalnej roli, ucharakteryzowany tak, że nie poznałam gościa aż do napisów końcowych).

Film dostał podtytuł Piaski Czasu, widać jednak, że zahacza także o pozostałe części gry – sam Książę przypomina raczej tego z Warrior Within. Fabuła skonstruowana jest tak, żeby dać Księciu możliwość wykazania się szerokim zasobem tricków, wliczając w to korzystanie z Piasków Czasu (dla niewtajemniczonych – Piaski Czasu potrafią cofać czas). A że dość przewidywalna? Cóż, w końcu to film przygodowy, nie będę więc specjalnie czepialska w tej kwestii. Jeśli zaś chodzi o muzykę – miła dla ucha, klimatyczna, z bardzo przyjemną piosenką końcową Alanis Morissette I remain.

Myślę, jak by tu zakończyć recenzję, żeby was zachęcić do pójścia na seans, ale też nie podbić zbytnio waszych oczekiwań. Może tak – jeżeli podobał wam się klimat Piratów z Karaibów, jest duża szansa, że i Książę Persji pozostawi dobre wrażenie. Jeżeli oczekujecie wielu walk i rozlewu krwi, trochę się zawiedziecie (Disney niepotrzebnie ładuje się tam, gdzie go nie trzeba). Jak mówiłam, dzieje się sporo, ale film nie jest brutalny ponad miarę (z poderżniętego gardła nie tryska fontanna krwi). Jest widowiskowy, kręcony w pięknych lokalizacjach (między innymi w Maroku), akcja nie nudzi a dialogi nie przyprawiają o ból zębów. Ergo, Książę Persji to dwie godziny może nie wymagającej większego wysiłku umysłowego, ale naprawdę dobrej rozrywki.

 

* Dla zainteresowanych – „alternatywny” plakat :]

6 Replies to “Książę Persji (2010)”

  1. Tak jak pisałem wcześniej, mi się podobał. Skoki i inne wygibasy bardzo kojarzyły mi się z oryginałem, w którym głównie tym się zajmowaliśmy.

    Max Payne – fanem gry nie byłem, a film jako film słaby.

    Hitman – Tu już jestem wielkim fanem serii. Zawiodłem się bardzo, filmu już nawet nie pamiętam. Kojarzę tylko, że źle dobrali aktora i brakowało klimatu. Niewiele miał on wspólnego z grą.
    Grę można było przejść strzelając do każdego po kolei, ale to taki easy mode. Prawdziwym celem było ukończenie misji bez wpadek. Nikt nie może nas zauważyć, zabić należy tylko cel (o ile to możliwe). Przebieranie się, różnego rodzaju pułapki, odwracanie uwagi. Opracowanie perfekcyjnego planu sporo trwało, wykonanie wymagało sporej uwagi. Świetna gra!
    *Może z wyjątkiem misji w dżungli w części pierwszej

  2. Brzmi nieźle, ale jako że wielkim fanem jakiejkolwiek z gier nie jestem, chyba sobie daruję, bo skakanie z dachu na dach jest nie dla mnie.
    Chociaż na Hoodzie te patetyczne, czysto amerykańskie sceny potrafiły zirytować.

  3. Kawa Nikaragua Maragogype…

    I found your entry interesting do I’ve added a Trackback to it on my weblog :)…

  4. Byłam wczoraj, z kina wyszłam oczarowana:) nie, nie fabułą, prawdopodobieństwem zaistnienia pewnych sytuacji czy logiką przyczyna-skutek, ale zauroczona wizualnie! W gry typu Książę Persji nie grywałam (i nie dlatego, żeby mi się nie podobały, ale po to, by się nie wciągnąć i nie uzależnić), jednak uwielbiałam się przyglądać, jak grywa (całe noce niekiedy) brat. Coś podobnego otrzymałam w kinie, możliwość przyjrzenia się grze, gdyż poszczególne sceny odcinały się zupełnie jak poszczególne poziomy w grze – w jednej chwili bohaterowie są na pustyni, dla przykładu, a w drugiej raptem przenoszą się do miasta i całkiem się w nim orientują, nie cierpiąc jednocześnie z powodu poniesionych wcześniej ran – tych zupełnie jakby nie było.

    Pewnie mało składnie ten komentarz wyszedł, ale cóż, nadal jak żywe tkwią we mnie wczorajsze wrażenia (spotęgowane snami,, na które się przeniosły). Powiem krótko, ja chcę jeszcze raz!:]

    Pozdrawiam serdecznie!:)

  5. a ja sie czuję… no, średnio. Nic konkretnego do zarzucenia, ale też bez rewelacji. Ładne było, momentami zabawne (ale zabawne w takim disneyowym stylu), najlepszą postacią chyba była księżniczka sprzed okresu „jestem taką delikatną kruszynką, poświęcę się dla świata”.

    Nigdy też nie zrozumiem jak ludzie mogą się całować tuż przed tym, jak „ten zły” rozpętuje armaggeddon. Koniec świata pęta im sie pod nogami, sufit wali na głowy, a bohaterowie poświęcają pełn aminutę na wgapianie się sobie w oczy i powolne zbliżanie twarzy. Psychopaci jacyś bez emocji, czy co? 😛

  6. Fajny koment szyszka. Ja również czułem pewien niedosyt z tego filmu. Za dużo tu patetyczności. Umiera brat i mówi „ratuj królestwo” myślałem, że umrę ze śmiechu. Mam nadzieje, że nakręcą więcej. Zwłaszcza, że dopiero po tych wydarzeniach zaczyna się dziać. Ulubioną postać.. oprócz asasynów to oczywiście księżniczka. W ogóle postacie dosyć barwne (taki np. szejk, albo Nubijczyk). Wizualnie bajkowo. Muzyka… cóż mogę powiedzieć, nie przeszkadzała, ale też nie była jakaś przykuwająca.

    DALEJ SPOJLERY
    najgorsze to oczywiście zakończenie… strasznie nie lubię jak wszyscy umierają a potem nagle wszystko kończy się dobrze (łącznie z powrotem zmarłych o.O)

Dodaj komentarz