Za oknem pada, na ekranach kin średnio, w książkach mi się mordują (jak również ja się nad książkami morduję, a dokładnie nad jedną), pora więc na bajkę. I to nie z gatunku „zabawa z konwencją” w stylu Shreka, ale bajkę – bajkę. Taką ze smokiem, rycerzem i księżniczką.
Księżniczka co prawda jest mocno nieletnia i główkę ma pełną wzniosłych opowieści, rycerze są łowcami potworów, którzy głównie przepędzają robaki z pola kapusty, ale smok jest jak najbardziej smoczy, straszny i śmiertelny. Pustoszy gadzina królestwo i niebawem nabierze mocy tak strasznej, że zniszczy cały świat. Stawi mu czoło naiwna dziewczynka, Zoe, w towarzystwie dwójki włóczęgów: Gwizda i Lian-chu oraz dziwnego pso-stwora Mamulara.
Historyjka jest prosta, o pokonywaniu smoka. I własnego strachu, skłonności do wygody czy chciwości. Nie wyróżniała by się niczym na tle podobnych produkcji, gdyby nie to, że jest absolutnym cudem wizualnym.
Świat, który w całości składa się z unoszących się w powietrzu wysp, kamyczków, fragmentów starych budowli, planetek, które aż proszą się o Małego Księcia, wszystko tak inne od produkcji amerykańskich czy japońskich. Widać wyraźnie, że Europa ma coś do powiedzenia, jeśli chodzi o budowanie klimatu. Stary, rozpadający się świat, olbrzymie przestrzenie nie dotknięte stopą ludzką, dzikie zakątki , gdzie gwiazdy są nie tylko nad głową, ale i u stóp. Potwory złożone z dymu, strachu i nietoperzy. Śmiech opierający się na dynamice, a nie tylko na gierkach słownych.
Prostota opowieści nie razi, gdyż jest pozbawiona żenującego patosu rodem z „Hameryki”. Nie ma tu przedługich „mów motywacyjnych”, nie ma zaskakującej przemiany połączonej z rzępoleniem skrzypiec w tle (za to jest przedziwne szaleństwo – serio, takiego pokręcenia dawno nie widziałam). Historia stoi klimatem, a nie morałem, opowieścią, a nie humorem.
No i jak tu się nie zakochać?
Oglądałam film dwa razy, w wersji angielskiej i polskiej. Muszę przyznać, że choć zazwyczaj wolę wersję rodzimą, to w tym przypadku wersja angielska brzmiała o wiele lepiej, była też bardziej dowcipna i jakaś taka… żywa. Za to w polskiej mamy do czynienia z prawdziwymi gwiazdami i czuje się profesjonalizm wykonania. Cóż jednak z tego, jeśli dialogi są nieco drewniane? Polecam niestety wersję angielską (choć i tak ukradkiem pomacham polską flagą, a co!).
Muzycznie – bajerka. Melodia z przepędzania gąsienicy z pola prześladowała mnie cały poranek, zmuszając do podrygiwania do rytmu. Inne utwory rewelacyjnie budują klimat i z przyjemnością się ich słucha nie tylko podczas seansu. Nie ma to jak melodia z owcą w tle!
Owca!
Niebanalna, choć prosta bajeczka, idealna na depresyjny, listopadowy wieczór jako lekarstwo na doła.
Łowcy smoków (Chasseurs de dragons)
Francja, Luksemburg, Niemcy 2008;
reż. Arthur Qwak, Guillaume Ivernel;
scenariusz Frédéric Lenoir, Arthur Qwak;
głosy wer. polska: Krzysztof Globisz, Krzysztof Tyniec oraz Janusz Marian Palikot (tak, TEN Palikot)
Hmmm Brzmi świetnie… tylko dlaczego ja o niej nie słyszałem? Dziwne… Zaraz zbadam po ile leci na DVD;)
właśnie dziwne jest to, żę tak mało osób o tej bajce słyszało – leciała w kinach, polski dubbing, więc o co cho? Podejrzewam, że brak nachalnej kampanii reklamowej (jaką stosują amerykańskie wytwórnie, nakręcając widza na świetną zabawę tak, że będzie się dobrze bawił, bo ma to zakodowane) jest przyczyną, dla której ta śliczna produkcja nie jest popularna.
Te wszystkie bajki to teraz tak błyszczą z ekranu. :]
„How to Train Your Dragon” też jest niezłe, choć hamierykańskie :P. Mocną stroną filmu jest smok zwany Night Fury oraz jego chłopiec, Hiccup (tak, Czkawka). Smok jest epicki :))) i zdumiewająco przypomina mojego kota Gulasza… :)))
Kusi mnie ten film, dawno temu czytałam książkę i trochę się boję, bo mam po niej jak najlepsze wspomnienia.
A co do Łowców Smoków to kiedyś przybiegł do mnie mój starszy brat razem ze swoją narzeczoną, wcisnęli mi ten film w łapki i nakazali obejrzeć. Bardzo mi się podobał, koniec szczególnie uroczy 🙂
Hm, to może teraz pokuszę się o wersje angielską.
Oglądałem 🙂
Zniewalająco miły film ^^
Uwielbiam tę bajkę, za jej niebanalnośc, brak owego hamerykanizmu oraz Zoe, najbardziej fanowską fankę rycerza Gotyka! Nieziemsko!