Pan Lodowego Ogrodu (tom 4) – Jarosław Grzędowicz

żródło: materiały wydawcy

Wszystkie dobre historie muszą się kiedyś zakończyć – zanim zrobią się złe. Opowieści Grzędowicza pewnie by to nie groziło, niemniej miałam już serdecznie dość czekania. Oto jest, wreszcie, ostatni tom Pana Lodowego Ogrodu. Już dawno nie czytało mi się tak dobrze i lekko takiej grubej książki…

Grubo ponad 800 stron, masa wątków do skończenia, wielka kulminacja – cierpliwość fanów została nagrodzona. Dziesięć lat czekania na upragnione słowo „koniec”, z czego ostatnie dwa lata upływające głównie na zaciskaniu zębów na czymkolwiek, co pod ręką, żeby nie udusić autora za psikus, który polegał na zrobieniu z 3 części 4. Warto było? No ba.

Grzędowicza uwielbiam, jego sposób narracji, opisy, postaci. Co prawda nad żeńskimi mógłby popracować, ale pal sześć, nie czyta się książek dla bab, tylko dla facetów. Nawet, jeśli są irytującym Filarem. Nie, żeby chłopak był zły, bardzo go lubię, ale jego wątek wskakiwał zawsze w najgorętszym momencie historii Vuka – oklepany, sprawdzony sposób na podniesienie ciśnienia czytelnikowi i mocniejsze uwiązanie go do książki.

Mogę powiedzieć, że to jest cholernie dobry kawał literatury. Wszystko powolutku, nitka po nitce, zaplątuje się w ogromny węzeł, który będzie finałem finałów. A Grzędowicz przecina go słowami, proponując doskonałe rozwiązanie, tak proste, tak oczywiste, że kompletnie nieprzewidywalne.

Oczywiście poryczałam się parę razy w trakcie, by potem śmiać się z ulgi i znowu ryczeć. Intensywne, pełne wrażeń stronice połykałam jak pasztetowa gęś karmę. W dodatku sama wpychałam głowę do podajnika, żeby już, już, wreszcie sie dowiedzieć, jak się to wszystko kończy. I tu widać największy talent Grzędowicza – mimo potwornego pragnienia dobrnięcia do słowa KONIEC, bardzo często o nim zapominałam, dając się porwać tym, co się działo tu i teraz. Nie leciałam na złamanie karku przez rozdziały, tylko pozwalałam historii toczyć się przed moimi oczami.

O tym, że autor stworzył rewelacyjny, wiarygodny świat, piszą pewnie wszyscy recenzenci, rozsmarowując Midgaard na czynniki pierwsze po klawiaturach. A mnie się po prostu dobrze czytało, kupiłam wszystko na pniu: wierzenia, nowe słowa, zwyczaje, bogów, martwy śnieg i pieśni bogów. Ot, po prostu, Lodowy Ogród wrósł we mnie delikatnymi kwiatami, niezwykłymi paprociami i zmienił moje wnętrze, kawałek po kawałku.

Jedyną malutką usterką jest to, że na (genialnych, swoją drogą) ilustracjach Dominika Brońka postaci mają ludzkie oczy, a powinny mieć te niepokojące, zwierzęce, całe czarne. Ale to drobiazg, pierdoła, nie słuchajcie mnie.

Poddajcie się pieśni bogów, jaką Grzędowicz wygrywa na słowach i akapitach. Nie pożałujecie. I zaklnijcie ze mną soczyście po fińsku, polsku i chorwacku, żeby stała się magia.

Jarosław Grzędowicz, Pan Lodowego Ogrodu, t.4
wyd. Fabryka Słów, 2012

6 Replies to “Pan Lodowego Ogrodu (tom 4) – Jarosław Grzędowicz”

  1. Z jednej storny się ciszę, bo nie ma już denerwującego czekania na nastepne tomy, a z drugiej bardzo jest mi żal, że nie bedzie już więcej Lodowego Ogrodu. A Vuko był takim swietnym bohaterem. I to jego gadanie do siebie. 🙂

  2. Dopiero zaczynam przygodę z serią, dopiero wchodzę w tę historię, i tak się zastanawiam kto ma lepiej. Ja – bo wszystko o czym piszesz przede mną, czy Ty – bo te emocje już są w Tobie 🙂

    1. powodzenia z serią – najbardziej zazdroszczę Ci tego, że nie będziesz musiała, tak, jak ja, czekać na kolejne części 😀

  3. Kupiłem i położyłem na półkę. Chciałbym, ale na razie się boję.
    W zasadzie prawie pozapominałem, o czym mówiły poprzednie części. Pamiętam, że po pierwszej niemo krzyczałem „Geniusz!”, ale po trzeciej już dużo spokojniej (i również niemo, bo co mam gadać sam do siebie?) zaledwie „Dobre, ciekawe co będzie dalej”. Chciałbym dać się zaskoczyć, ale, motyla noga, najlepiej pozytywnie.
    No i nadal się boję 😐

  4. Genialna książka, najlepsze polskie FANTASY!
    Niestety świat dzieli się na przed i po Grzedowiczu – bo długo przyjdzie czekać aby móc przeżyć coś podobnego!

    1. Hm, ja bym postawiła Meekhańskie na równi, a momentami nieco wyżej, niż Pana Lodowego, ale zgadzam się – jeden z nielicznych tytułów, które wywarły na mnie kolosalne wrażenie.

Dodaj komentarz