Patrz mi w oczy – John Elder Robinson

Patrz_mi_w_oczy._51066f6c2bf15

Dziś szczególnie serdecznie witamy na naszych stronach recenzję autorki bloga Koci Świat ASD. Nie tylko książka warta jest przeczytania, ale również zachęcamy do czytania opowieści z Kociego Świata! (wstęp: Szyszka. Recenzja poniżej).

Na początku myślałam, że to kolejna nudna autobiografia jakiegoś nieznanego faceta, który na starość dowiedział się, że ma ZA (Zespół Aspergera -przypis KzC). Spotkałam się już z takimi opowieściami i wszystkie były do siebie podobne.

Ale w tej było coś innego. Autor to brat Augustena Burroughsa, którego możecie kojarzyć, jeżeli czytaliście lub oglądaliście Biegając z nożyczkami. Do tego jeździł w trasy koncertowe z zespołem Kiss w okresie ich największej popularności. Biografia kogoś takiego po prostu nie mogła być normalna. No i to ZA. Zastanawiałam się, jak będzie opisane i jakim przypadkiem okaże się autor. Często ludzie z autobiografii mają takie nijakie, łagodne ZA. Albo przynajmniej tak to opisują.

Tym razem jednak było inaczej. Książka okazała się niesamowicie wciągająca. Zaczęłam ją czytać w trakcie powrotu do domu i prawie przejechałam swój przystanek. Miałam bowiem wrażenie, że czytam niemalże swoją biografię. No, może nie przesadzajmy. Ale jakbym czytała biografię swojego klona. Wszystko działo się mniej więcej tak samo. Te dzieciaki, nieumiejętność rozmowy, znalezienia sobie grupy. To tytułowe patrz mi w oczy. Nawet etykieta psychopaty się zgadzała. Kurczę, koleś, jakbyś czytał mi w myślach.

 Oprócz tego wkręcania. John ma bowiem niesamowitą fantazję i zdolności do robienia kawałów otoczeniu. Zwykle to Aspi są wkręcani, tym razem jednak role się odwracają. Nie jest to po prostu zwykłe nabieranie kogoś na wymyśloną historyjkę, ale także różne psikusy – na przykład z płonącym manekinem lub zemsta na wrednym nauczycielu. Szczegółów nie opiszę, sami przeczytajcie.

Później już różnice zaczynają się robić coraz większe i nie czytam już o swoim klonie. Zamiast tego poznaję historię faceta, który dzięki swojemu talentowi do konstruowania różnych wynalazków i pirotechniki osiąga w życiu sukces. Nie tylko zawodowy – oprócz bycia technicznym Kiss, był także inżynierem produkującym gry oraz mechanikiem samochodowym – ale również osobisty. Dorobił się bowiem dwóch żon i syna.

A wszystko to osiąga dzięki swojemu talentowi oraz niesamowitemu szczęściu. Nie jest bowiem łatwo wyrosnąć na ludzi, kiedy masz ojca alkoholika, matkę schizofreniczkę leczącą się u szalonego psychiatry, no i oczywiście ZA. Już bez ZA byłoby wystarczająco ciężko. Jednak przez cały czas John wydaje się być zupełnie normalny. Cóż, jak sam wspomniał w wywiadzie, w jego otoczeniu wszyscy byli dziwakami, więc nie rzucał się tak w oczy.

Końcowa część książki poświęcona jest analizie różnych wydarzeń w życiu Johna pod kątem zaburzeń autystycznych. Można się z niej dowiedzieć, jak wygląda życie z Aspim w praktyce i z jakimi problemami styka się taka osoba. Obowiązkowa część dla różnego rodzaju specjalistów, którzy za bardzo przywiązują się do suchych kryteriów diagnostycznych.

 Ta opowieść oraz wiele innych doprowadziły mnie do ciekawych, choć nieco ponurych wniosków. Jeżeli masz ASD, możesz wybić się i osiągnąć duży sukces jedynie dzięki swoim umiejętnościom. Nie pomoże ci żadna instytucja (chyba, że twoją ambicją jest kserowanie dokumentów i składanie breloczków), nie pomoże ci szkoła, ani tym bardziej znajomi. Jedyną szansą jest ogromny talent i odrobina szczęścia, żeby został on zauważony. Wtedy masz możliwość pokazania w pełni, do czego są zdolni ludzie ze spektrum. Inaczej skończysz jako frustrat z orzeczeniem pracujący przy lepieniu miseczek, których i tak nikt nie kupi bez etykietki sprzedaż charytatywna.

Nie odchodźmy jednak za bardzo od głównego tematu, jakim jest przecież książka. Szkoda by było psuć recenzję czegoś tak fajnego jakimiś dołującymi rozważaniami. Książka jest napisana świetnie, z humorem i bez częstego w tej tematyce użalania się nad swym marnym losem. Tłumaczenie również jest całkiem niezłe, z wyjątkiem paru drobnych spraw – po Y nie stawiamy apostrofu (Frehleya, nie Frehley’a – aż oczy bolą), natomiast polskie tłumaczenie słowa Aspergian (nazwa odmiejscowa od fikcyjnej krainy Aspergii) to Aspijczyk, nie kanciasty i dziwaczny Aspergianin.

Ale poza tym wszystko jest w porządku i nie psuje klimatu oryginału. A wiem, o czym mówię, bo mam w swojej kolekcji anglojęzycznych wydawnictw inną książkę Johna Eldera Robisona Be Different. Oczekujcie recenzji. A być może nawet i polskiego wydania, bo przecież Patrz mi w oczy przyjęło się świetnie.

John Elder Robison, Patrz mi w oczy
wyd. Wydawnictwo Finansowe Linia, 2013

2 Replies to “Patrz mi w oczy – John Elder Robinson”

  1. Zanotuję sobie tą książkę i sięgnę po nią.

  2. Kolejna książka, która trafia na listę 'do przeczytania’

Dodaj komentarz