Pojutrze (2004) – Szajs Tygodnia

2pojutrze

Długo szukałam odpowiedniego szajsu. Film ten wysunął się na zdecydowane prowadzenie, bo idea zmian klimatycznych odbywajacych się z ciągu paru dni jest po prostu zachwycająca. Woda, tornada, zamarzająca Statua Wolności – no czego tu nie ma. A, sensu.

Przecudne to widowisko zaczyna się od tego, że Dennis Quaid robi dziurę w Antarktyce. Dziura spektakularna, pół czapy lodowej robi „prrrt” i zamienia się w elegancki kanion. Dennis próbuje opowiedzieć rządowym tęgim głowom, że to bardzo, bardzo niedobrze, ale czymże byłby porządny film katastroficzny bez tępych polityków? Na szczęście dla widzów, zaczyna się robić naprawdę nieładnie pogodowo wszędzie.

No dobrze, filmowi nie można odmówić przecudownych efektow specjalnych, ale fabularnie leży, kwiczy i przebiera nóżkami. Idzie wielki huragan, rozwala pół Los Angeles i zrzuca na ziemię 2 samoloty. Wszystko to relacjonuje przerażonym widzom spiker o grobowym głosie, a w tle rzępolą skrzypce. Pomijam fakt, że przy takim natężeniu ruchu, jak w L.A. samoloty powinny spadać jak łupież w reklamie szamponu i dwa to stanowczo za mało. Poza tym dawno nie widziałam takiego grzecznego huraganu , który obgryza tylko pół budynku i idzie dalej, bez tych wszystkich kawałków gruzu, prętów zbrojeniowych, samochodów i drzewek.

London+freeze-pojutrzeNa mój skromny gust Londyn tak nie wygląda, ale może się nie znam

Potem zaczęły zamarzać helikoptery i jeden po drugim robiły śliczne bum w śnieg. Żołnierz, który próbował wyleźć na zewnątrz, spektakularnie zamarzł w pół gestu. Śnieżyca grzecznie poczekała z mrożeniem, aż facet otworzy drzwi (gołymi rękami) i pooddycha sobie w powietrzu – nie wypuszczając obłoczka pary, bo to takie mainstreamowe – i potem zamieniła go w lodową rzeźbę prosto z Narni.

Zaraz potem niedobra pogoda podniosła poziom wody o jakieś straszne metry i zalała Nowy York. Spektakularna fala zrobiła straszne pluuuusk i grzecznie rozlała się po ulicach. Ludzie biegają jak wariaci, uciekają do Biblioteki Narodowej, próbują się barykadować, ale woda wlewa się przez okna, po czym grzecznie się rozpływa na boki.

the-day-after-tomorrow-large-pictureWoda idzie, woda idzie! Koniecznie na nią popatrz, zanim zaczniesz uciekać

No dobra, właśnie po  ulicach Nowego Yorku zaczął zaiwaniać ruski tankowiec czy coś w tym stylu. Popaduje śnieg, więc na pewno zaraz zacznie się ta słynna zima lodowcowa, co to jeszcze wczoraj jej nie było w planach. W bibliotece jest syn Dennisa, młody Książę Persji, który patrzy wzrokiem zbitego szczeniaka na koleżankę i próbuje zgrywać bohatera, ale cóż, kto by tam słuchał jakiegoś młokosa.

Tymczasem Dennis staje przed rządem i grobowo oznajmia, że jest już za późno i trzeba zwiewać. Na południe, najdalej, jak się da. Na biegun chyba, bo dalej na południe to jest tylko przestrzeń kosmiczna. Dennis cały czas robi minę pod tytułem „paczajcie, jakem poważny”. Jego żona również jest z gatunku bohaterskich, siedzi w szpitalu przy chorym chłopczyku (którego, o ile dobrze zrozumiałam, nie można ewakuować, bo nie ma kontaktu z jego rodzicami).

Książę Persji w międzyczasie organizuje obóz w Bibliotece, gdzie w ramach utrzymania ciepła zaczynają palić książki, kłócąc się, który pisarz powinien iść najpierw na stos, a ja umieram. Umieram, bo papier daje ciepła tyle, co nic, produkuje kupę popiołu i więcej się człowiek narobi dokładając go i sprzątając resztki, niż uzyska ciepła. A drewna to nie łaska? No nie, ja nie mogę… Oczywiście jest to okazja do rozdzierających serce scen i dialogów na temat kondycji ludzkości jako takiej, włącznie ze wstawkami, że książki są przydatne i czasem warto je przeczytać.

The-Day-After-Tomorrow-stills-the-day-after-tomorrow-2276731-1920-1070Mordercy książek…

Nikt nie nosi rękawiczek, a obłoczki pary pojawiają się tylko na głębokim mrozie. Dennis podejmuje się misji podróży do NY po syna, po drodze traci w dramatycznych okolicznościach kumpla (nadal nie rozumiem, czemu facet, który miał go utrzymać, zdjął rękawiczki na tym trzaskającym mrozie i chwycił gołą łapą żelazne zbrojenia), śnieg, skrzypce i procesje płaczek i zamarzający staruszkowie na lodzie. A tu jeszcze pół godziny do końca.

Mróz koszmarny, dochodzi do takich temperatur, że Rosjanie pewnie muszą zakładać czapeczki uszanki. Mięczaki –  w Ameryce nikt nie nosi rękawiczek, choć śnieżyca zapowiadana jest jako hekatomba, która zmiecie z powierzchni ziemi całą ludzkość.

Oczywiście Amerykanie wbijają do Meksyku, wielce oburzeni, że Meksykanie mogą mieć coś przeciwko temu. Prezydenta wciągnęło w burzę, cała nadzieja ludzkości w dwójce meteorologów i paru typach, którzy utknęli na stacji kosmicznej!  O, a teraz dowiadujemy się, że ten statek, który się pętał po ulicach, może uratować koleżankę Księcia Persji! O rany, ten statek to Arka Noego, a wilki uciekły, rany julek, coś cudnego! Przynajmniej bohaterowie wreszcie noszą rękawiczki…

Cudnie renderowane wilki udają, że są groźne, zamiast pogonić za całymi i pielgrzymkami jedzenia, które pętało się koło statku, postanowiły grzecznie poczekać, aż ktoś przyjdzie po penicylinę. Zauważyliście, że strasznie dużo grzecznych rzeczy się dzieje w tym filmie? I mam coraz silniejsze podejrzenia, że nic by się nie stało, gdyby Dennis nie wiercił dziur w Antarktyce. W każdym razie renderowane wilki sprawiają, że Książę Persji gubi rękawiczkę, ale cóż to dla niego. Jego dotyk rozpala zimne żelazo, dlatego nie przymarza.

Spektakularnych efektów specjalnych ciąg dalszy – Empire State zamarza niczym wieśniak dotknięty klątwą mrozu w kiepskim filmie fantasy, bohaterowie uciekają przed mrozem jak przed obcym. Na szczęście szron nie potrafi przechodzić przez drzwi i nasi bohaterowie uratują się, paląc więcej książek. Na mój gust to przy temperaturze, w której zamarza benzyna, to ten malutki ogienek w kominku powinien im roześmiać się w twarz za oczekiwanie od niego cudów.

Czemu oni zdejmują rękawiczki przy każdej możliwej okazji?!?

No dobra, jestem pod koniec filmu i na razie naliczyłam 4 (cztery!) wizualnie widoczne trupy. Trochę mało, jak na film katastroficzny, co nie? A tu cicik , zaczyna wychodzić słońce, widać Natura tylko czekała, aż wredny, robiący dziury w Antarktyce Dennis rzuci płaczliwą powiastką o tym, jak zaniedbywał syna i teraz musi zadośćuczynić.

Rosjanie zdejmują czapki uszanki, bo im ciepło.

O ile w NY zima, że aż trzaska, to Meksyk jest jedną wielką plażą, której nawet lekki chłodek nie dotknął, a najgorszą zarazą są Amerykanie, którzy padają sobie w objęcia na wieść, że Dennis jednak znalazł swojego synka w NY. Jakie to wszystko jest pięęęękne. Teraz pora na wzruszającą pogadankę o tym, że Meksykanie i Afrykanie to też ludzie, bo się zajęli uchodźcami.

Na stacji kosmicznej też panuje wzruszenie, bo Ziemia taka ładna i taka czysta się zrobiła. Atmosfera klepania się po pleckach, jeszcze więcej skrzypiec i pełnia szczęścia. A ja, wredna, zastanawiam się, ile czasu zajmie im całkowite wyginięcie z głodu…

Pojutrze (Day After Tommorow)
scen, i reż. Roland Emmerich
wyst. Dennis Quaid, Jake Gyllenhaal, Sela Ward

10 Replies to “Pojutrze (2004) – Szajs Tygodnia”

  1. A ja, ku własnemu skrzętnie ukrywanemu wstydowi, całkiem ten film lubię. Mimo tych wszystkich cudowności, ogólnego Wersalu pogodowego (ta woda, co grzecznie Biblioteki nie zalewa, cudo) mimo mdlącej amerykanckiej heroiczności (mamusia Księcia Persji – strasznie wkurzająca, nawiasem mówiąc) rozmemłanej głupoty (znowu mamusia, kląskająca w słuchawkę rzecz w stylu „synku to ja, mamusia”, kiedy synek dzwoni w raczej gardłowej sprawie i rozmemłanie mu do…niczego). Lubię, nawet nie do końca wiem czemu…

    1. bo ładny jest! 🙂 panowie ładni, pogoda grzeczna, a słowo „spektakularne” się ciśnie na usta 🙂

  2. Najlepsza recenzja jaką czytałem, film nawet mi się podobał, ale ja to nie wszyscy.

  3. nie widziałam i chyba już nie chcę. pozdrawiam jako ta_nowa_tu 😉

  4. I mi też film się podobał. Wydaje mi się, że gdybyśmy zaczęli absolutnie w każdym filmie dopatrywać się niedociągnięć… trzeba by było zacząć oglądać tylko Discovery. To jest rozrywka, a nie lekcja geografii. Ma być ładne, wciągać i sprawiać, że zapominam o pracy, problemach i rzeczywistości. Osobiście ja wymagam od takich filmów tylko tego, nie muszą mi pokazywać prawdy i tylko prawdy. Ją mam na co dzień w podręcznikach i innych takich. A zatem nazywać „Pojutrze” szajsem, to przesada. Rzekłam.

  5. Ten szron goniący ich jak zaraza, ale grzecznie czekający za drzwiami, sprawiał, że kwiczałam ze śmiechu w trakcie filmu (który zresztą oglądam w ramach cyklu „wieczór kwasów”). A pisałaś już o 2012? To dopiero siara…

    1. nie, ale sobie zafunduję na jakiś odmóżdzający dzień 🙂 mówisz, że też takie fajne? 😀

      1. Oj, tak głupie, że aż wątroba boli :))) Sugeruję wsparcie psychiczne w postaci Drinking Game:
        http://imdg.tumblr.com/post/830867829/2012-the-drinking-game

        1. o rany, o rany! wiem co będę robić w sobotę 😀

          1. W takim razie miłej soboty 🙂 Tylko może nie za mocny ten alkohol pij, bo możesz się strasznie złożyć 😉

Dodaj komentarz