Długa Ziemia – Terry Pratchett

DługaZiemia źródło Wydawca

Pierwszy raz miałam ją w ręce jako „świeżynkę”, która właśnie wjechała na półki londyńskich księgarni. Oczywiście zaintrygowała nas, kusiła, wdzięczyła się niezmiernie, ale postanowiłyśmy wspierać rodzimy rynek księgarski (które to postanowienie zdechło błyskawicznie przy dalszych półkach z fantastyką i mangami). Kiedy Ziemia zrobiła się długa i w Polsce, po prostu musiałam ją mieć.

Przede wszystkim – to nie jest typowa książka Pratchetta, nawet w Dobrym Omenie, który napisał z Gaimanem, jest bardziej namacalny. Już bardziej przypomina Naukę Świata Dysku. Jeśli kupicie ją jako coś do śmiechu – rozczarujecie się. Z drugiej strony nie jest to książka zwyczajna i uważni czytelnicy wychwycą smaczki, niczym wierne skwarki w herbacie podawanej pod Załatanym Bębnem.

Zacznijmy od koncepcji: a gdyby dało się tak swobodne podróżować między światami równoległymi? Bach, jednego dnia wszyscy maja dostęp do niezliczonej liczby Ziemi, a to wszystko dzięki prostemu urządzeniu z ziemniakiem w środku. Niekończący się łańcuch światów, będący odbiciem naszego, a raczej – jego alternatywną wersją. Jeśli zrobimy „krok” do równoległego świata i przemieścimy się w nim, cofając się o krok znajdziemy się w analogicznym miejscu na Ziemi Podstawowej.

Powiem tak – gdyby autorem był Stephen King, mielibyśmy do czynienia z prawdziwą apokalipsą, wykorzystująca wszystkie odcienie ludzkiej podłości. U Pratchetta i Baxtera wyraźnie mamy do czynienia z zabawą samą ideą i ogólnym, globalnym zarysowaniem sytuacji. Nasi pisarze nie skupili się na całej rzeszy małych, wrednych ludzi, którzy wykorzystaliby wynalazek do okradania banków, mordowania wrogów, gwałtów. Nie znajdziemy tu krwawych opowieści o ludzkiej zemście czy o chaosie, jaki w nieunikniony sposób zapanowałby na świecie.

Autorzy założyli, że w obliczu nieskończonych możliwości ludzie po prostu by… odeszli. Zdani na siebie, nie mogąc zabierać ze sobą żelaznych narzędzi (ani żadnych elementów), musieliby się co prawda nauczyć przetrwania w dziczy, wytwarzać narzędzia, uprawiać pole… ale generalnie by odeszli.

Długą Ziemię oglądamy oczami Joshui, który potrafi naturalnie przekraczać w inne światy. W towarzystwie Lobsanga, Tybetańczyka zreinkarnowanego w sztucznej inteligencji superkomputera, przemierzają Długą Ziemię, by zbadać jej granice. Ich obserwacje przeplatają się z historiami innych mieszkańców Ziemi, którzy postanowili wykorzystać szansę i wyruszyć w poszukiwaniu lepszego życia.

Równocześnie dowiadujemy się, że są ludzie, którzy nie potrafią przekraczać – są zwani fobikami. Ich nienawiść, frustracja i złość kumuluje się, potwierdzając, że najgorszym stworzeniem na ziemi jest człowiek.

Podobało mi sie, choć byłam głęboko nieusatysfakcjonowana tym, że z konieczności książka była raczej liźnięciem tematu, eksploracją pomysłu, a nie pełnokrwistą powieścią. Zadaje wiele pytań, jednak udziela mało odpowiedzi, intryguje, ale nie wyjaśnia. Czytelnik pod koniec orientuje się, że dostał kupon do największej restauracji na świecie, ale można w niej przebywać tylko jeden dzień. Nie wystarczy, by całą ją przejść w szerz, a co dopiero skosztować wszystkich potraw. Mało, po prostu mało.

Z drugiej strony – jakie to świetne pole dla wyobraźni! Sam pomysł daje nam, czytelnikom, przyszłym pisarzom i marzycielom miliony światów, które aż czekają, żeby je zaludnić postaciami, pomysłami, naszą fantazją. Pytanie, czy będziemy potrafili skorzystać z okazji.

Gdzieś tam, na granicy naszej świadomości, jest świat, w którym pory roku trwają po kilka, kilkanaście lat, który czeka na swoich Starków, pustynny świat przemierzany przez gigantyczne czerwie, żyzna ziemia pełna pagórków, w których można zbudować swoją norkę i czekać na czarodzieja, który zabierze nas w podróż, a nawet wersja Ziemi, która jest płaska i podróżuje przez kosmos na grzbietach czterech słoni stojących na żółwiu.

I tylko od nas zależy, czy wykorzystamy fantazję do wymyślania rzeczy dobrych, czy leczenia naszych smutnych, niskich kompleksów.

Terry Pratchett, Stephen Baxter: Długa Ziemia
wyd. Prószyński i s-ka, 2013

4 Replies to “Długa Ziemia – Terry Pratchett”

  1. „Nasi pisarze nie skupili się na całej rzeszy małych, wrednych ludzi, którzy wykorzystaliby wynalazek do okradania banków, mordowania wrogów, gwałtów” – było o złodzieju złota i pomniejszych złodziejaszkach, przez których agenci rządowi musieli przenieść wszystkie ważne dane pod ziemię 🙂

    Moim zdaniem książka świetna, inna niż Świat Dysku, do którego przyzwyczaił nas Terry, ale jednak wyczuwa się jego rękę w tym wszystkim (reinkarnacja w automat do napojów, no heloł! xD A i imię Lobsang już się pojawiło, w „Złodzieju czasu” 🙂 ).
    Aczkolwiek pewien niedosyt pozostaje (wątki niektórych postaci takie urwane). Mam nadzieję, że „Długa wojna” wyjaśni co nieco i będzie równie dobra, jeśli nie lepsza, bo potencjał jest. Oby tylko tego nie schrzanili 🙂

    1. E, takie wspominanie to zaledwie muśnięcie tematu, mnie do dziś przechodzą dreszcze po Bastionie Kinga, gdzie opisywał śmierci zdrowych ludzi, już po przejściu wirusa… brr.
      też czekam na „co dalej” 😀 Oby było bardziej mięsiste!

  2. Nono, takiego Pratchetta jeszcze nie znałam. Bardzo interesująca pozycja 🙂 ja w tej chwili jestem na etapie zgłębiania Świata Dysku, ale na pewno w przyszłości sięgnę też po „Długą Ziemię”.

    I dodam tylko na marginesie, że Terry Pratchett 28 kwietnia obchodzi 65 urodziny. Zapraszam do świętowania z nami na stronie Jubileuszowych lektur 🙂 (jubileuszowelektury.blogspot.com)

    pozdrawiam!
    Paideia

    1. dziękujemy za zaproszenie, my sami też coś pewnie przyszykujemy 🙂

Dodaj komentarz