Drive (2011)

Sylwestrowy Maraton Filmowy zapowiadał się… nieco burzliwie. Moi współmaratonowicze byli twardymi negocjatorami i bardzo chcieli oglądać Harry’ego Pottera. Cóż, mogło być gorzej. Mogli chcieć maraton Zmierzchów… Echem, w każdym razie, udało mi się przekonać ich do nieco innego wariantu. Do ostatecznej rozgrywki weszły: Constantine, Sucker Punch oraz Drive. I to właśnie o tym ostatnim chciałabym wam opowiedzieć.

Odpalając ten film nie wiedziałam o nim zbyt wiele. Gdzieś coś mi się o uszy obiło, że dostał jakieś istotne nagrody, przewinęło się słowo „Cannes”, że świetny i tak dalej. W dodatku na jednym z imageboardów co i rusz pojawiało się zdjęcie Ryana Goslinga z komentarzami odnośnie jego seksowności i boskości. „Ale dlaczego?” ja się pytam… Patrzę, patrzę, no i nie widzę. O co wam chodzi? Gdzie on taki fajny? Niemniej ziarno zaintrygowania zostało zasiane i postanowiłam przyjrzeć się sprawie bliżej.

Nie powiem wam wiele o fabule filmu, o wiele lepiej będziecie się bawić, wiedząc wcześniej jak najmniej. Dzięki temu powolutku będziecie odkrywać tajemnice bezimiennego Kierowcy… A przynajmniej będzie wam się wydawać, że je odkrywacie.

Czy główny bohater filmu ma najwięcej kwestii do wygłoszenia? Okazuje się, że niekoniecznie. Nasz Kierowca przez większość swojego czasu antenowego milczy, obserwując świat z pozorną obojętnością. Gdy spotyka sąsiadkę, ich rozmowy ograniczają się do wymiany kilku słów. A jednocześnie w tych prawie niemych scenach zawiera się wiele emocji i napięcia. Na początku trochę mnie to zdziwiło, ale z każdą kolejną minutą doceniałam ten zabieg coraz bardziej.

To wszystko przypomniało mi o filmie Znikający punkt – tam też wszystko kręciło się wokół głównego bohatera, siedzącego za kółkiem pięknego Dodge’a Challengera, ale to właśnie o głównym bohaterze widzowie wiedzieli najmniej. Oglądając Drive, patrząc na spokojną, obojętną minę Kierowcy, słuchając jego niemalże ugrzecznionych odpowiedzi, tylko czekałam, aż COŚ się stanie. No i się stało. Najpierw się uśmiechnął – tak normalnie i szczerze. A potem ktoś mu podpadł… I wtedy właśnie film zaczął się naprawdę.

Zastanawiam się, jak podsumować Drive… Bo okazał się być najbardziej spokojnym filmem akcji, jaki widziałam. Wiem, brzmi niedorzecznie, ale takie właśnie mam odczucia. Nie oznacza to, że brakowało w nim scen akcji, o nie. Było ich kilka, ale takich, że po seansie nie było ani śladu uczucia niedosytu. Dowiedziałam się więc, kim jest Ryan Gosling i czemu wokół niego tyle szumu. Daleka jestem co prawda od piszczenia na jego widok, ale mogę pokiwać ze zrozumieniem głową nad tymi, które piszczą. Ma gość potencjał. Natomiast bez wahania przyłączam się do tych, którzy polecają Drive – film zdecydowanie wart obejrzenia!

[youtube=”http://www.youtube.com/watch?v=-DSVDcw6iW8″]

Drive, 2011
Reżyseria: Nicolas Winding Refn
Scenariusz: Hossein Amini (na postawie książki Jamesa Sallisa)
Występują: Ryan Gosling, Carey Mulligan, Bryan Cranston, Ron Perlman

13 Replies to “Drive (2011)”

  1. Podobało mi się to jego wymowne milczenie, kogoś mi przypominało:D

    1. Jeśli tego, co mi się wydaje, to mam nadzieję, że na wymownym milczeniu podobieństwa się kończą xD

      1. wiesz Mirando, takie poświęcenie w dobrej sprawie ma jakiś sens…(chyba);)

  2. Genialny jest ten kawałek.

    1. I zupełnie nie chce wyleźć z głowy…

  3. Widziałam i mi się podobało. Specyficzny nieco film z dobrą rolą Goslinga (tak, zachorowałam na Goslinga po obejrzeniu „Fanatyka”).

    1. Ja dopiero zaczynam przygodę z panem Goslingiem :]
      A zawiodłam się tylko troszkę na autach – gdyby ta impala ze sceny na początku filmu była TĄ impalą… 😉

  4. Jak dla mnie najlepszy film ubiegłego roku. Zawsze miałem słabość do produkcji stawiających na klimat i ogólnie art, a Drive pod tym względem spisuje się bezkonkurencyjnie. Emocje w najlepszym wydaniu. Pozdrawiam

    1. Ja zaczynam mieć słabość do takich filmów 😉

  5. Filmu jeszcze nie widziałam, ale za to tego utworu „College feat” słucham od około 3 miesięcy codziennie. Czasami dwa, trzy razy – i jeszcze mi się nie znudził. Nie wiem czemu, ale przypomina mi się przy nim dzieciństwo. Dziwne… 🙂

    1. Mnie uspokaja 😉

  6. a mnie jakoś tak średnio się podobał. ale po nim niestety obejrzałam „your highness”… więc „drive” ze swoimi różowymi napisami wydaje mi się teraz prawie arcydziełem 🙂

    1. Hihi, bo liczy się też filmowe towarzystwo do porównania 😉

Dodaj komentarz