Dzienniki gwiazdowe – Stanisław Lem

Jaki jest Lem, każdy widzi i zapewniam, że zachwyca, nawet, gdy nie zachwyca. Recenzent staje przed trudnym zadaniem. Musi zarówno starym wyjadaczom udowodnić, że się nie powtarza, jak i młodym czytelnikom opowiedzieć tak, by sięgnęli.  Trudne nie znaczy niemożliwe, więc zapraszam na spotkanie  z Ijonem Tichym, bohaterem kosmosu, czasu i przestrzeni.

Jedną z najcudowniejszych zalet prozy Lema jest to, że gdyby nie małe anachronizmy, to można by było łatwo zapomnieć, że jest to fantastyka pisana ileś tam lat wcześniej. Choć akcja „Dzienników” dzieje się w przyszłości, w której możliwe są podróże w czasie, a kosmos staje się powoli ciasny, to wciąż przeżywamy coś absolutnie fantastycznego. Niesamowita pomysłowość i umiejętność pisania lekko o rzeczach trudnych (i odwrotnie!) autora nadal jest świeża i błyskotliwa.

Ijon Tichy to nie byle kto – to osobistość. Gruba szycha, rzec by się chciało, James Bond kosmosu i niestrudzony obieżyświat. Każde opowiadanie zawarte w książce jest opisem jednej jego przygody. Lem bawi się z czytelnikiem, nadając opowiadaniom wymiar rzekomo autentyczny, z przypisami tichologów przyszłości. Sam Ijon pisze o sobie z nutą autoironii, obracając w żart paradoksy czasoprzestrzenne czy absurdy napotkane na innych planetach.

o, co się mu przytrafia, spokojnie wystarczyło by do urozmaicenia życia kilkunastu ludziom. Podróż siódma, rozpoczynająca „Dzienniki” jest prawdziwą perełką i w pełni pokazuje kunszt Lema – oto bohater unieruchomiony w rakiecie bez sterów wpada w pola grawitacyjne, które zaginają czasoprzestrzeń. W rezultacie zaczyna kłócić się sam ze sobą z innych dni tygodnia, a nawet daje sobie sam w ucho. Czytelnik śledzi historię z punktu „proto-Ijona”, którego czas biegnie liniowo. I mówię wam, wybuchy śmiechu przeplatają się z podziwem dla człowieka, który to wszystko potrafi ogarnąć.

Z ksiązki można się dowiedzieć na przykład tego, że życie na Ziemi jest zboczeniem, polowanie na kurdy zaczyna się od dzioba i kończy w podogoniu, że sepulki służą do sepulkowania (a sepulkowanie to czynność wykonywana za pomocą sepulek),  poznajemy życie na planecie, gdzie biurokratyczna władza regularnie podtapia obywateli w imię wspólnego dobra, a także na tej, gdzie nie ma ludzi, tylko etaty. Równocześnie obok tonów lekkich przewijają się poważne dysputy na temat religii, filozofii czy przypadkowości procesów ewolucyjnych.

Lem stoi na stanowisku, że nie możemy nic tak naprawdę poznać, możemy to jedynie obserwować, przykładając do rzeczy nowych naszą ludzką, ułomną miarę. Arogancją jest stwierdzenie, że życie nie może się gdzieś rozwinąć tylko dlatego, że nie ma tam warunków do powstania życia, jakie znamy. A może to właśnie białkowa budowa ciała jest smutną, skazaną na klęskę ślepą odnogą ewolucji kosmicznej? Autor stwarza więc światy kompletnie inne od ludzkiego, barwne i rzeczywiste, wymagające otwartego umysłu. Zaludnia je rasami, zwierzętami, kulturami, zjawiskami przyrodniczymi i obyczajami. My, czytelnicy, musimy pogodzić się z tym, że jesteśmy jedynie ich obserwatorami i nie wszystko zostanie nam wyjaśnione. Jaka to wspaniała uczta dla wyobraźni!

Lem paskudnie rysuje…

Czytanie sprawia niesamowitą frajdę, tym większą, im bardziej, cóż, nazwijmy rzecz po imieniu – kulturalny jest czytelnik. Nie w sensie mówienia „dzień dobry”, kiedy trzeba, ale w materii znajomości nazwisk postaci historycznych i ich dzieł, orientujący się nieco w sprawach teologicznych i filozoficznych, taki, który liznął choć trochę fizyki czy biologii. Dodam od razu, że czytelnik nawet minimalnie zorientowany w powyższych rzeczach, ale ciekawy świata też będzie się świetnie bawił – w końcu przeczytałam dzienniki pacholęciem będąc i pamiętam tę radość przygody.

Odkrywam „Dzienniki gwiazdowe” co jakiś czas na nowo i nadal są fascynujące, choć znam każdą puentę i dowcip. Za każdym razem odkrywam coś nowego, a im jestem starsza, tym mądrzejsze mi się one wydają – nie tracąc przy tym swej błyskotliwej swobody i fantazji.

Recenzowany przez mnie tom pochodzi z Biblioteki Gazety Wyborczej i zawiera posłowie Jerzego Jastrzębskiego oraz esej Wojciecha Orlińskiego (i słowniczek pojęć i osób!). Wydanie jest w pięknej, twardej oprawie z rysunkiem… nocnika innoplanetarnego na okładce. Czego innego spodziewać się można po człowieku, o którym inni, zagraniczni pisarze myśleli, że jest częścią komunistycznego programu propagandowego?

I CZYM U DIABŁA SĄ SEPULKI!!!!???

Czyżby? Czyżby?!?!

Recenzja napisana dla portalu Elizjon

Stanisław Lem, Dzienniki gwiazdowe

Wyd . Biblioteka Gazety Wyborczej, Warszawa 2008


3 Replies to “Dzienniki gwiazdowe – Stanisław Lem”

  1. JA chciałem zauważyć, że banerek się na górze strony nie zmienił na zimowy…. a kiedyś chyba się zmieniał… niedopatrzenie czy Sepulka? 😛

  2. Dzieło prześwietne, a historia o locie i zakłóceniach czasu przegenialna,

  3. uwielbiam 🙂

Dodaj komentarz