Skandynawowie muszą mieć nie po kolei w głowie. Nikt normalny nie zrobiłby takiego filmu, który przypomina mieszankę Fargo i I Pana Boga za piecem, obficie polanych sosem z Pulp Fiction. Film Andreasa Thomasa Jensena to prawdziwa pacyfistyczna czarna komedia z przemocą w tle. Serio, też nie wierzyłam, że takie coś jest możliwe.
Neonazista Adam trafia pod skrzydła pastora Ivana, który ma go przywrócić społeczeństwu. Parafia jest na końcu niczego, a sam pastor jest ekstremalnym pacyfistą i optymistą. Adam, by odkupić swe winy, ma zadbać o rosnącą przy kościele jabłonkę, a pod koniec lata upiec szarlotkę. Na plebanii Adam spotka innych wyrzutków – ciężarną Sarah, żyjącego przebrzmiałą sławą tenisista Gunnar i szalonego Khalida, emigranta arabskiego, który prowadzi prywatny, mały dżihad przeciw stacjom benzynowym.
Nie ma nic prostszego, niż pilnowanie jabłek, prawda?
Film zaczyna się jak prosta komedyjka, by raptem wciągnąć nas w wir absurdu. Niewzruszona dobroć Ivana jest denerwująca, a jego różowa chmurka optymizmu wyzwala najgorsze instynkty, miejscowy lekarz marzy o dniu, kiedy dobierze mu się do mózgu i sprawdzi, co z nim jest nie tak. Cuda i nieszczęścia spadają na okolicę z częstotliwością trzęsień ziemi w Tokio. Szalone, długie i pokręcone dialogi ogląda się z fascynacją. Gwarantuję, że po pierwszym kwadransie przestaniecie się dziwić – nie będziecie mieć siły.
Scena z kotkiem! Rany, zapomniałam o scenie z kotkiem… chcę znowu zapomnieć o scenie z kotkiem…
Wszystkie plagi egipskie spadają na nieszczęsną jabłonkę, współlokatorzy działają na nerwy, pastor co rano niechcący zrzuca obrazek z Hitlerem, kuchenka się psuje, a w Adamie rodzi się dziwna zaciętość, jakaś olbrzymia, szalona nienawiść do pastora i jego niezmąconej radości życia. Nasz bohater uparł się, że zdenerwuje Ivana, że wyrwie go z różowej chmurki i zrzuci na ziemię.
Jakbyś chciał umrzeć, pastorze, to ja tu sobie poczekam
Ich wojna podjazdowa trwa… znaczy się, działania wojenne podejmuje Adam, bo Ivan jest niczym przysłowiowa ściana, o którą się rozbija wszelki groch świata. W międzyczasie absurd goni absurd, a my powoli wsiąkamy w tę dziwaczną, ale swojską atmosferę plebanii na końcu wszechświata. Do tego stopnia, że kupujemy wszelkie szalone deux ex machina filmu, który bardzo swobodnie potraktował księgę Hioba.
Ekipa w komplecie. Nikt tu nie jest normalny.
Mimo to przekaz jest bardzo jasny – kochajmy się wzajemnie. Bądźmy dobrzy. W tym szaleństwie jest metoda, dlatego film ogląda się z takim przyjemnym ciepełkiem na sercu. Fenomenalny Mads Mikkelsen jest bardzo przekonywujący jako pastor nie do zdarcia, a całkiem sympatyczny Ulrich Thomsen cudownie wygląda z tępą mordą neonazisty.
Jeśli macie ochotę na kapkę absurdu, która rozjaśni Wam mroki na duszy, koniecznie sięgnijcie po ten film. Jest cudownie szalony i przemyślany równocześnie. Doskonale nadaje się do dyskusji w gronie znajomych (z czego większość zaczyna się od „rany, co ja właśnie zobaczyłem”). Doskonale nadaje się na poprawę nastroju. Jest doskonale dobry – tak jak pastor Ivan. I tak samo rozkładający na łopatki.
Jabłka Adama (Adams æbler)
scen. i reż. Andreas Thomas Jensen
wyst. Mads Mikkelsen, Ulrich Thomsen
prod. Dania i Niemcy
słyszałam o tym ale jakoś nie fascynuje mnie takie kino ,ale kto wie może zobaczę to kiedyś . [chętnie odwiedzimy, ale proszę nie linkować]
jeden z moich ulubionych filmów, który poznałam za sprawą mojego chłopaka – kinomaniaka. a do tego można zawiesić oko na Madsie 😉 zdecydowanie polecam każdemu 🙂
Zdecydowanie, Madds ma w sobie coś 🙂
Mój Hannibalek tam gra? Dopisuję do listy „Obejrzeć koniecznie” 😀
Obejrzałam! Nieco straszny film, jakoś ten czarny humor nie rozbawiał mnie w tym samym stopniu, co przerażały nagłe akty przemocy. No i nie odebrałam go jako optymistycznego w wymowie, bynajmniej :P. Aczkolwiek zgodzę się, że to kawałek świetnego kina – nikogo nie zostawi obojętnym i daje pożywkę do poważnych rozważań o ludzkiej oraz boskiej naturze.