Lew w zimie (1968)

Ekranizacje sztuk teatralnych mają jedną przewagę nad zwykłymi scenariuszami filmowymi – stoją dialogami. Tu nie ma miejsca na zapchajdziury, siłą rzeczy ograniczona jest liczba wybuchów i innych scen, które mogły by obciążyć teatralny budżet. Sztuki bezlitośnie obnażają kiepskie aktorstwo. Ten dramat miał prawdziwe szczęście – na ekranie widzimy prawdziwą aktorską śmietankę.

Sztuka autorstwa Jamesa Goldmana rozgrywa się na dworze Henryka II, który przed śmiercią postanawia uporządkować wszystkie ziemskie sprawy – w tym wyznaczyć swojego następcę. Król ma trzech synów: Ryszarda (znanego później jako Lwie Serce), Jana (tego, który prześladował Robina Hooda) i Gotfryda (którego nikt nie pamięta, a szkoda, bo też swoje nabroił). O dziwo, król zaprasza również swoją małżonkę, Eleonorę Akwitańską, którą od wielu lat więzi w innym zamku, pojawia się również młodziutki Filip II, król Francji.

Wśród zimnych, ponurych murów rozegra się gra, jakiej Anglia dotąd nie doświadczyła: prawdziwa walka na słowa, obietnice, złośliwości, gdzie miłość i zdrada podadzą ręce, by za chwilę wbić sobie nóż w plecy. To, co się dzieje przed oczami widza jest fascynujące, emocjonujące i absolutnie wspaniałe. Cała walka toczy się poprzez gesty, spojrzenia, umiejętne dobrane sztylety słów, westchnień, łez i huknięć pięściami o stół.

Wydawało by się, że film jedynie z dialogami będzie nużyć i męczyć. Nic bardziej mylnego. Błyskotliwe dialogi aż wybuchają emocjami, wzajemne przytyki raz są zabawne, raz gorzkie, raz wypełnione jadem, kiedy indziej – goryczą. Henryk chce na tronie Jana, Eleonora – Ryszarda. Do tego wszystkiego dochodzi sprawa młodziutkiej kochanki króla, która ma ambicje zostać nową królową i dać nowego potomka, który odziedziczy tron. Sęk w tym, że dziewczyna została wzięta jako „narzeczona” (a właściwie jako zakładniczka) dla Ryszarda, który… raczej woli panów, niż młode dziewczęta.

Losy Anglii ważą się pod zimowym niebem. My wiemy, jak się skończą dysputy, w końcu liznęliśmy nieco historii powszechnej. Sprawa następstwa tronu oraz konsekwencje, jakie mogą wyniknąć z tego a nie innego układu sił mnie osobiście zauroczyły – nigdy się nie zastanawiałam, jak to wszystko się układa. Po obejrzeniu filmu i uzupełnieniu wiedzy historycznej mogę spokojnie stwierdzić, że większość feministek nie jest godna Eleonorze butów czyścić. Wspaniała, straszna kobieta.

Któż mógłby lepiej, niż Katharine Hepburn, oddać dumną, piękną damę w późnym kwiecie wieku? Jej też feministki by mogły buty pucować. Ciekawostka – jedna z najbardziej wzruszających łzawych scen z jej udziałem powstała, bo aktorka popłakała się… ze złości. Błyskotliwa, piękna, uparta kobieta, u której widać pierwsze oznaki Parkinsona, porywa na ekranie olśniewającym uśmiechem, błyskiem w oku…

Razem z Peterem O’ Toole tworzą niezwykłą parę kochanków, którzy kochają się równie mocno, co nienawidzą. On w niej uwielbia to, że się nigdy nie poddaje, ale ego nie pozwala mu uznać porażki. Ona kocha jego brutalność, gwałtowność i inteligencję, choć prędzej się utopi w rzece (zabierając przy okazji pół skarbca ze sobą na dno), niż się do tego przyzna. Są jak starzy wrogowie, którzy po latach walk stają się najlepszymi przyjaciółmi.

Inne postaci na ich tle wypadają dość blado – a jeśli wziąć pod uwagę, że są to między innymi Anthony Hopkins i Timothy Dalton, którzy sroce spod ogona nie wypadli, to możecie ocenić, jakiej skali jest aktorstwo pary królewskiej.

Sztuka jest zabawna, w ten inteligentny sposób, który zmusza do szybkiego myślenia i reagowania. Jak już mówiłam, stoi ona dialogami, szybkimi jak serie z karabinów. Uśmiałam się do łez, równocześnie czując smutek, że pewne rzeczy po prostu nie mogą mieć szczęśliwego zakończenia. Ukochany syn Eleonory został królem, ale przez swoje wyprawy wojenne ogołocił skarbiec państwa, a w końcu zginął marnie. Gotfryd spędził życie knując przeciw ojcu i braciom. Jan jest do dziś pośmiewiskiem, choć przypadła mu niewdzięczna rola rządzenia zbuntowanym, wyniszczonym krajem, z upartą matką marudzącą mu nad głową. Alicja, kochanka króla, została odtrącona przez Ryszarda, przehandlowana Janowi, następnie oddalona z dworu przez Eleonorę. Król Filip skończył z Ingeborgą, do której czuł odrazę.

Zaś Eleonora, jedyna kobieta, która była i królową Francji i królową Anglii, wspaniała Eleonora przeżyła swe życie tak, jak grająca ją Hepburn: do końca aktywna, do końca kochająca i niezłomna… samotna. Może właśnie dlatego aktorka jest tak niesamowicie wiarygodna, oskarowo wspaniała w roli królowej?

Lew w zimie (1968)
reżyseria: Anthony Harvey
scenariusz: James Goldman
wyst. Peter O’Toole, Katharine, Hepburn, Nigel Terry, Anthony Hopkins, Timothy Dalton, Jane Merrow, Kenneth Griffith

3 Replies to “Lew w zimie (1968)”

  1. Zapomniałam już, jak bardzo uwielbiam ten film, dziękuję za przypomnienie 🙂 Peter O’Toole i Katherine Hepburn są mistrzami, a „Lew w Zimie” to tak powalający przykład aktorstwa na najwyższym poziomie, że po seansie można swobodnie szczękę z podłogi zbierać.
    Dobrze, skąd ja to teraz wezmę, żeby znowu obejrzeć…?

  2. A najbardziej boli oglądanie po tym filmie czegoś z niższej półki, co normalnie by przeszło całkiem gładko… Powodzenia w szukaniu, my dorwaliśmy na allegro.

  3. Już parę razy słyszałam coś od Ciebie, Szyszko, na temat filmu, więc jak tylko uwinę się z Doctorem (:P), to „Lew..” będzie następny w kolejce :).

Dodaj komentarz