Lodowaty grób – Charlaine Harris

Dawno nie było dziwnie, więc pozwólcie, że się wyżyję artystycznie… czyli pięć powodów, dla których nie powinno się czytać tej książki jako kryminału.

Powód pierwszy, najbardziej rzucający się w oczy – bohaterka. Wielbiciela klasyki skręci kompletnie, kiedy przeczyta, że dziewczyna odnajduje zmarłych dzięki temu, że – dosłownie – piorun w nią strzelił. Pozwólcie, że posłużę się metaforą serialową:  trzeba lubić oprócz „Kości” czy „CSI” jeszcze „Supernaturala”, żeby łyknąć nastrój powieści. Jeśli zaś komuś nie przeszkadza to, że Harper praktycznie nic w sobie z detektywa nie ma, a jedynie wskazuje miejsce ukrycia zwłok oraz potrafi wyczuć ostatnie emocje ofiar, za to lubi czytać o bohaterkach z problemami moralno-życiowymi, będzie zachwycony.

Powód drugi: zbrodnia. Autorka bardzo się starała, żeby było ohydnie i przerażająco krwawo, ale stary wyjadacz kryminalno-seryjnomorderczy, który jest po lekturze Koontza czy Kinga, albo – od biedy – Simona Becketta będzie rozczarowany. Zbrodnia wypada blado na tle „Milczenia owiec”, „Siedem” czy filmów z Morganem Freemanem, gdzie jest wątek kryminalny. Niemniej owa nieszczęsna zbrodnia jest (w końcu Harper szuka trupów, a nie trufli) i trzeba się z tym pogodzić. Choć znawcom tematu radzę trzymać mocną kawę pod łapką, żeby palpitacje jakieś były i ziewać się nie chciało.

Powód trzeci: miejsce. Klasyczne małe amerykańskie miasteczko na końcu niczego, w dodatku w górach i upiększone śniegiem z błotem. Miasteczko jak każde inne, z podobnym zestawem stereotypowych bohaterów drugoplanowych. Mam alergie na małe miasteczka zagubione w górach, ciągle mam wrażenie, że są one mekką psycholi z horrorów klasy „B”. Aż dziw, że się nie spotykają w jedynym sklepie w mieście. A może spotykają? Nie było nam dane dostrzec, bo bohaterka głównie wizytowała szpital.

Powód czwarty: intryga. Tutaj muszę się zastanowić, czy jej słabość wynika z tego, że faktycznie jest nijaka, czy z tego, że należę do tych obrzydliwych osób, które błyskawicznie odkrywają, kto jest mordercą. Mój brzydszy połówek nie chce ze mną kryminałów oglądać, bo mu frajdę raz popsułam nieopatrznie (przy „Aniołach i demonach”, nota bene).  Wolę  jednak wierzyć, że książka wątek kryminalny ma niejako dodatkowo (w końcu coś ta „pieruńska laska” musi robić) i autorka nie starała się specjalnie zamaskować rzucanych tropów, bo o wiele ważniejszy dla niej był wątek Harper i Tollivera.

Powód piąty: rozwiązania fabularne. O, tak, zwroty akcji są, a jakże, wyskakują jak króliki z kapelusza i są wyjaśniane przez dwie strony, żeby całość akcji miała sens. I tylko dzięki owym wyjaśnieniom ten sens znajdywałam, z ręką na sercu.  Nie mówiąc już o prymitywnym, oklepanym rozwiązaniu całości, gdzie przestępca wygłasza klasyczny monolog w stylu „co zrobiłem i dlaczego”. Cały wątek kryminalny jest tak skonstruowany, że autorka prowadzi za rączkę od punktu do punktu, odbierając czytelnikowi frajdę poznawania podejrzanych i ich potencjalnych motywów.

Przeczytałam i stwierdzam – to nie jest kryminał. To jest raczej fabuła z 7-8 sezonu „CSI”, gdzie sprawy kryminalne są na siłę przyspawane do tego, co jest naprawdę ciekawe – do układów między bohaterami. Przyznaję, że Harper wydała mi sie bohaterką ciekawą, dobrze skonstruowaną, z rozterkami, nadziejami, pragnieniami i interesującym wnętrzem. Żadna tam pyskata i rozgarnięta niezależna baba, zwykła dziewczyna, która wykonuje brudną robotę, stara się uporządkować bałagan osobisty i wyjść na prostą. Książka obfituje w świetne dialogi i opisy, można faktycznie połykać scenę za sceną.

Niemniej – nie czytajcie tego jako kryminału. Raczej jako akcyjniaka z dreszczykiem.

Charlaine Harris, Lodowaty grób
wyd. Fabryka Słów, Lublin 2010

8 Replies to “Lodowaty grób – Charlaine Harris”

  1. W zasadzie miałem smaka na „Lodowaty grób”, jednak teraz chyba już mi przeszło:) W sumie książka jakich wiele a ja miałem nadzieję na jakiś lekko schizofreniczny kryminalik (tytuł jest fajny):)

    No i jak mam czytać o bohaterkach z problemami moralno-życiowymi… nie nie nie dzięki:) Z zaoszczędzonych 30 kilku złotych masz u mnie „napój bez konserwantów” Szyszka!

    Pozdrawiam!

    1. Zsiadłe mleko? 😀 A tak na serio, to wzdrygam się przed recenzjami książek, które mi nie podeszły. Ta miała swoje zalety, niestety zaczęłam czytać z nastawieniem na kryminał… co bardzo źle zrobiło tej ksiazce. Serio, już lepsza zagwozdka jest w serii „Magii kąsająco-uderzajacej”, choć podobno ta druga to czysta fantastyka.
      A schzofreniczno-kryminalnie to polecam „Krainę traw” w wersji książkowej 🙂

      1. Z tym wzdryganiem to ja miałem problem jak musiałem napisać coś o „Krwawym południku” 🙂

        Zsiadłem mleko to nie napój:P raczej paskudztwo;)

        Magia kąsająca ponoć literaturą raczej babaską jest więc też unikam:D za to „Krainę trwa” zbadam:) Powiem szczerze, że jakoś mi ten tytuł umknął:)

  2. Pomimo że lubię i „Kości”, i „Supernatural”, jakoś bardzo nie podobała mi się ksiażka tej autorki – ja czytałam „Grób z niespodzianką”. Także „Lodowaty grób” sobię daruję 😉

  3. Czytałam „Grób z niespodzianką” to i „Lodowaty grób” przeczytam. Nie lubuję się w kryminałach więc jedynkę w zasadzie z przyjemnością połknęłam.
    Harris nie ma zbyt górnolotnego stylu, czasem nawet ma głupie pomysły na wątki, ale mimo to ją lubię. Tak po prostu.

  4. nu, ja nie powiedziałam, że to zła książka 🙂 to zły KRYMINAŁ 😀

  5. wątek miłosny w tej książce jest tak rozlazły i tak mdły, aż do obrzydzenia.To takie zwykłe, przeciętne czytadło, ot takie bardzo komercyjne „dzieło”

  6. książka jest dobra moim zdaniem:) i mnie sie podobała więc polecam:)

Dodaj komentarz