Miasto bez boga – Mirella Hanusa (Szajs tygodnia)

demo_miasto_bez_boga_mirella_hanusa

Ja… ja… ja nie wiem, co powiedzieć. Tak, nastąpił ten dzień, kiedy zatkało mnie kompletnie. Mogę jedynie leżeć na futonie i pokwikiwać lekko, bo na porządny śmiech nie mam już sił. Dzieło wiekopomne, zaiste. Zużyłam paczkę chusteczek, bo się poryczałam ze śmiechu.

Jeśli miałabym owo cudo umieścić gdzieś na literackiej mapie, to znajdowałoby się w połowie drogi między Zmierzchem a 50 Twarzami. Wróć, tuż obok pana Graya, ale o rzut mokrą rzepą, bo wykonanie podobne, aczkolwiek Miasto, mimo wszystko, jest mniej żenujące. Pozbawione jest zadęcia, choć Autorka naprawdę momentami się starała. Najbardziej wzruszały mnie fragmenty, kiedy przypominała sobie, ze zaraz zaraz, ma być seks, trzeba bohaterce jakiegoś oblecha postawić na drodze…

Co my tu mamy? Dziwkę w klimatach post apo. Wiecie, niezwykle oryginalny setting miasta ogarniętego chaosem, z niezwykle oryginalnymi brutalami stojącymi u władzy. Do tego niezwykle oryginalna bohaterka – luksusowa prostytutka z giwerą w łapie. Sama w sobie jest fajna, ale jak żywo przypomina mi te wszystkie głodujące aktorki, które grają w porno, żeby zarobić na czynsz. Niby dumna z dobrze wykonywanej roboty, ale z drugiej strony w ustach pozostaje jakiś taki niesmak (jeśli wiecie, o co mi chodzi).

Autorka jest prawdziwą mistrzynią złego seksu. Serio. Trzeba naprawdę wielkiego talentu, żeby wymyślić tyle obleśnych sposobów. W powietrzu latają krągłe biodra, prężne uda, wysmukłe kibicie na zmianę z prężnymi murzyńskimi penisami, wyuzdanymi spojrzeniami i oblizywanymi lubieżnie wargami. Na szczęście lata czytania kiepskich fanfików uodporniły mnie dość znacznie, ale przyznam się, że Autorka potrafiła mnie zaskoczyć. Czasem żałowałam, że nie czytam tego w miejscu publicznym, bo byłaby większa szansa, że ktoś mnie uratuje, kiedy zacznę się dusić ze śmiechu.

A kiedy wreszcie człowiek doczeka się tego wiecie, pukanka za obopólną zgodą, cholera gasi czytelnikowi światło. I weź się człowieku zwiń w kłębek z frustracji.

Fabuła toczy się jak pijany Syzyf za kamieniem, od spodni do spodni, coraz głębiej w ogarnięte chaosem i zepsuciem miasto. Do tego od czasu do czasu pojawia się tajemniczy Anioł, który w magiczny sposób wyciąga bohaterkę z tarapatów. Głównie wtedy, gdy Autorka w zabójczym oszalałym pędzie ładuje ją w sytuację bez wyjścia (czyli tak co 50 stron). Anioł jest ekspertem od wszystkiego, począwszy od znikań do transplantacji serca, w dodatku jest piękny, cudowny, pociągający i (założę się) ma wielką pytę. I chce uprawiać z Balalajką seks na smutno.

Balalajka. Tak, Balalajka. To imię bohaterki. Cicho podejrzewam, że jej rodzicami byli demoniczny Ukulele i krągła Filifionka. Wiem, czepiam się, dziwki mają mieć egzotyczne pseudonimy artystyczne. Trudno to stwierdzić, bo kobiet jest w powieści jak na lekarstwo (dziewczęcia o wdzięcznym, psim imieniu Saba nie liczę).  Z kolei mężczyźni to czuli brutale, którzy najpierw rżną bez wazeliny, a potem oddają swe wrażliwe serduszko Balalajce (matko, jak można napisać całą powieść z tym imieniem i nie połamać sobie palców na klawiaturze?). Imiona bohaterów męskich przywodzą na myśl porno parodię X-manów i Pulp Fiction.

Panna zostaje naznaczona na cycku przez Anioła. Najwyraźniej będzie robić za Orleańską (zdecydowanie nie dziewicę) i ma uratować miasto. Albo wybić wszystkich do nogi. Zgodnie z najstarszymi kanonami gry komputerowej z lat 90-tych rozwiązanie zagadki jej tatuażu i przeznaczenia (w tej kolejności) znajduje się w samym środku tego miejsca, którego wszyscy pilnują, ale nikt nie ma pojęcia, dlaczego. Ale pilnują.

Brnę dzielnie przez fabułę, notując sobie co lepsze cytaty. „Pulsujący krwią penis sprawnie wbił się między jędrne uda, ocierając główką o spoczywający między nimi skarb narodów – wilgotną muszelkę”. „Przyszłam tu po twoją śmierć, po naszyjnik z twoich cynicznych jaj!”, „Dużo więcej brudu dalej… Całe mnóstwo smrodu później…”, „Starczy, że włożę przydługi dres, wyglądam wtedy jak jakiś gangowy junior.”, „Ten facet już dawno przerobił serce na fiuta… stąd też pewnie i rozmiar.”

Nie odwróciła wzorku, zajmując się ubieraniem wojskowej koszulki na swoje małe sterczące piersi.”

Moje pełne radości wycia przepłoszyły okoliczne koty. Nie odwróciła wzorku, a szlaczek już tak??

„Dusząc w gardle szloch pisklęcia, które stanęło przed wężem i wie, że zaraz zostanie pożarte, Balalaika zmusiła swoje usta do lekkiego uśmiechu.”

Takoż i ja, dusząc w gardle bulgoty śmiechu, dotarłam do końca wiekopomnego dzieła. Zajęło mi to… całe popołudnie. Tekst czyta się błyskawicznie, aż zaczynam podejrzewać, że Autorka tak naprawdę potrafi dobrze pisać, ale ktoś jej powiedział, że ma być seks, żeby się sprzedawało, więc powciskała gdzie się da wrażliwe sutki i rącze rumaki. Jak już się przyzwyczaiłam, to całość nabrała swoistego uroku i mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że dawno się tak dobrze nie bawiłam.  Jeśli macie jakieś wolne złocisze, to koniecznie się zaopatrzcie w książkę. Niecała dycha, a tyle radości…

Na koniec – ostatnie cytaty.

Tu tum.…. Tu tum… Tu tum… Tu tum. Tu tum.

<BAAAAAANG!>

I tym pozytywnym akcentem żegnam się i idę umrzeć ze śmiechu.

Mirella Hanusa, Miasto bez boga
wyd. Książkożerca

29 Replies to “Miasto bez boga – Mirella Hanusa (Szajs tygodnia)”

  1. No to jakim cudem to cudo zostało wydane i ma nawet ISBN?

    1. O, to cudo i tak stoi wyżej od wielu innych szajsów, jakie miałam okazję czytać 😀 W tym parę z Prószyńskiego, więc wiesz, mniejsze wydawnictwo ma mniejsze opory 😛

  2. No dobra, może i bym się pośmiała ale „ubierania wojskowej koszulki” nie zdzierżę. Mowy nie ma. Musi wystarczyć recenzja. No i Szyszka! -gdzieś ty widziała krągła Filifionkę??? To nowy gatunek jakiś?

    1. skrzyżowana z Mimblą 😀

  3. panimadralinska says: Odpowiedz

    Po przeczytaniu tej recenzji – chętnie przeczytam

    1. miłej lektury 🙂 oby Cię ubawiła równie mocno, jak mnie. Te cytaty!!

      1. Mam nadzieje 🙂 zapraszam też do mnie panimadralinska.wordpress.com

  4. Pijany Syzyf uczynił mi dzień 😀

    1. Dokładnie. 😀

      Aż mam przed oczami górę ze staczającym się kamieniem i menelem krzyczącym: „Ej, ku***! A ty gdzie ch*** – w drugą stronę! … Ku***… znowu to samo…”

      1. … teraz też to mam przed oczami… padłam 😀

      2. Czyli wszystko ze mną w porządku, miałam ten sam widok 😀

        1. Niekoniecznie. Jest jak piszesz, ale zakładając że ze mną jest „wszystko w porządku” – a nie jestem tego pewny. 🙂

      3. leżę i płaczę! 😀 😀 😀

  5. a nie napisałaś nic o rewelacyjnej okładce 😉

    1. ten obraz jest wart tysiąca słów. mnie ich zabrakło 😀

  6. Dziękuję za recenzję. Wprawdzie trochę boli zakwalifikowanie do kategorii „szajsu”, ale skoro pani pisze, że przednio się bawiła, to ja się tylko cieszę. Temu ma służyć książka popkulturowa. Mam nadzieję, że będzie pani czytelniczką kolejnego tomu. 🙂

    1. Absolutnie będę czytelniczką kolejnego tomu! Miałabym sobie odpuścić kolejne „cyniczne jaja”? 🙂

  7. Szyszka, ale ta recenzja jest tak genialna, że zaraziła mnie śmiechem :D.

    1. dziękuję serdecznie 🙂

  8. Bardzo fajnie napisana recenzja 🙂 Jeśli chodzi o książkę już o niej czytałam i tak czy siak jestem ciekaw jej zawartości 🙂

  9. Skarb narodów? Serio…?

  10. Świetnie napisana recenzja 🙂 gdybym miała więcej czasu to z ciekawości bym przeczytała. A tak mówię pa pa 🙂

    1. to sobie koniecznie zapisz, bo mówię – jedno popołudnie to nie tak dużo czasu, a zabawa przednia 🙂

      i dziękuję za komplement 🙂 Rumienię się!

      1. Ok! Zapisuję, ale tylko dlatego, że zabawa ma być przednia 😀 jak będę miała gorszy dzień i będę chciała czegoś niższych (niskich?) lotów to się skuszę. Takie książki też są potrzebne 😛

        1. czasami są potrzebne jak woda… wiesz, na zasadzie: ktoś TO napisał, ktoś TO wydał, to co, ja nie wstanę i nie zrobię czegoś w życiu? 🙂

  11. Ten cytat o „naszyjniku z cynicznych jaj” przypomniał mi pewnej postaci z filmu Planet Terror. Facet nazywał się Abby i grał go Naveen Andrews. Rzeczony Abby, poza faktem, że zagiął Bruce’a Willisa (skill rzadki, cenny i budzący szacunek) miał dość ciekawe hobby: jeśli się na kogoś wkurzył zamiast dać w ryj, brał jakieś paskudnie wyglądające narzędzie i praktycznie z uśmiechem ucinał delikwentowi jaja, które potem trzymał w słoiku.

Dodaj komentarz