Nocarz – Magdalena Kozak

W komiksie Baranowskiego pod pięknym tytułem „Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa” miałam okazję poznać pewnego żółwika, który deklarował „może i jestem powolny… ale jak się rozkręcę!”.  Z „Nocarzem” było toczka w toczkę jak z żółwikiem.

Rozkręca się to wszystko długo i faktycznie miałam problemy, żeby się za książkę porządnie zabrać, leżała w miejscu strategicznym, żebym przypadkiem jej nie przeoczyła… i nic. Wąpierz wąpierzem, sensacja sensacją, a ja ciągle jak ten żółwik, tup, tup przez strony. I mechanika świata taka jakaś zwyczajna i główny bohater jakoś… Któregoś dnia zatrzymałam się i wzięłam ją do ręki, by przeczytać jeszcze jeden fragment. Była godzina 1:30 w nocy.

O godzinie 3:00 zorientowałam się, że w pogoni za „jeszcze tylko ten jeden rozdzialik i koniec” przeczytałam na stojąco dobre pół książki. Ato wszystko przez Puszka Okruszka.

Wprowadzenie tej niezwykle sympatycznej, momentami głupkowatej postaci nadało wreszcie głównemu bohaterowi jakiś sens, cel w życiu oprócz snucia się jak podjarany szczeniak za innymi nocarzami. Powieść nabrała rumieńców i jakiegoś życia, tempa, żółwiki śmigały wokół głowy aż miło, wreszcie jakiś rys kręgosłupa u nieszczęsnego Vespera… który ostatecznie wyszedł na kretyna, ale to już inna historia. Cóż, nie mogę powiedzieć, ze polubiłam głównego bohatera, nawet z wampirzym automatycznym +10 do seksapilu plasuje się u mnie w okolicy niemrawej piątki w skali dziesięciostopniowej… ale daje radę. I na pewno będę chciała się dowiedzieć, czy po prostu jest miękką rurą, czy zacznie wreszcie działać z jajem, jak na porządnego wąpierza przystało.

Wielokrotnie w ocenie tej książki spotkałam się z określeniami typu „męska” czy „kobieca”. Uczciwie zaznaczam, że ode mnie czegoś takiego nie usłyszycie, bo ja głęboko wierzę, że dobra historia broni się sama i nie trzeba jej żadnych etykietek. Bo cóż to znaczy, że historia jest „kobieca”? Nie przeklinają w niej? Szpadami się pojedynkują na tle zachodzącego słońca? Gadają o uczuciach? A jeśli zamiast szpad mamy katany czy karabiny, przyświeca blask księżyca a uczucie to głównie głód, to historia jest męska? Moi drodzy, powieści Magdaleny Kozak nie można wtłoczyć w męskość czy kobiecość, bo po prostu jest dobra, będzie sie przy niej dobrze bawił facet, dziewczyna, nastolatek i dorosła baba (nie napiszę stara, bo stary jest tylko człowiek. Ten, co może na morzu).

Mam do autorki pretensje tylko o jedno – jak mogła nazwać tak spojlersko drugą część?  To psuje połowę czytania, bo od pewnego momentu nie można już spodziewać się żadnej niespodzianki w tej kwestii. I jak tu sie przejmować losami bohatera? To tak, jakby nadać ostatniemu tomowi sienkiewiczowskiej trylogii nadać tytuł „Bohaterska śmierć Wołodyjowskiego”*.

Jeśli chodzi o mnie, to nie podobało mi się to, że powieść początkowo dłuży się jak makaron w zupie ramen, w dodatku równie jałowo smakuje, od czasu do czasu zarzucając jakimś dziwnym smaczkiem, który pasował nieco jak pięść do nosa (erotyka pisana nie jest moim zdaniem mocną stroną pani Kozak). Ale jak przebrnie sie przez ten makaron, to zostanie sama esencja zupki, warzywka, dodatki, mięsko, wodorościk, kreweteczka…mmm, palce lizać.

Ja poproszę o dokładkę.

*jeśli ktoś nie wie, że Wołodyjowski umiera na koniec trylogii, to wybaczę mu tylko, jeśli ma mniej niż 12 lat. W każdym innym przypadku zasługuje na coś znacznie gorszego niż rozczarowanie tym, że zdradziłam zakończenie.

Magdalena Kozak, Nocarz (wyd.2)
wyd. Fabryka Słów
Lublin 2010

8 Replies to “Nocarz – Magdalena Kozak”

  1. 🙂 dobre sobie z tym Wołodyjowskim 🙂 jak można takiego spoilera puścić 😉

  2. Mhm… planowałem zacząć Nocarza w najbliższych dniach, ale jak tak się ciągnie to może odłożę go na później. Przed chwilą skończyłem Łowców. Też trochę się ciągnęło na początku, ale od połowy się rozkręciło.
    Ślimak ze mnie straszny jeżeli chodzi o tempo czytania i wolałbym coś „szybszego” 😉

  3. Coś jest z „Nocarzem”: przeczytać przeczytałam, nie był zły, ale po kolejną część sięgnełam dopiero po roku. Moim zdaniem potem się rozkręca i jako całość się broni.

    Pozdrawiam 🙂

  4. Dosyć niedawno przeczytałem ciurkiem wszystkie dzieła pani Kozak i boli mnie właściwie jedno – dosyć płascy bohaterowie. W każdej książce znajdziemy jedną czy dwie perełki, trzy-cztery średnio opisane postaci drugoplanowe i morze takich, z których każda niby ma własne imię (czy częściej pseudonim), zdarza się, że nawet jakąś historię, ale właściwie można ich nazwać Nocarz_1, Nocarz_2…; Renegat_1, Renegat_2…; Osa_1, Osa_2… Morze klonów (nawet wyglądem się nie różnią, bo zazwyczaj biegają w kamizelkach i kominiarkach)! Dodatkowo spora część z nim ma b. podobny charakter i poczucie humoru…

    Ale to w moim mniemaniu jedyna większa wada.

    Najbardziej mnie przyciągały sceny akcji. Pani Kozak biega z pistoletem na kulki po poligonie i skacze ze spadochronu (o tym więcej w Fiolecie), a jej forum to zbiorowisko maniaków ASG. Autorka po prostu wie, o czym pisze 😉

    Trochę sobie ponarzekałem, ale w mojej opinii warto. A jeśli komuś spodobał się Nocarz, może sięgnąć po dalsze tomy Trylogii Vespera lub Fiolet 😉

  5. Czy tylko mnie zarazem przeraziła, ale i dziwnie zafascynowała okładka tegoż dziełka??

    Pozdrawiam serdecznie 🙂

  6. @Anhelli: okładka jest moim zdaniem rewelacyjna, faktycznie budzi to „coś” w człowieku 😀

    ja na pewno siegnę po kolejne części, bo było w tej historii coś, co się podobało, nie była taka strasznie mhrochna na siłę (jak nieszczęsny Rhezus na przykład), miała… no, intrygująca koncepcję świata. Bo niby czemu wampir nie może być patriotą? Fajne to, kurcze.

  7. Akurat okładki to najlepsze, co ma do zaoferowania Fabryka Słów 😛

  8. Na „Nocarza” się raczej nie zdecyduję, ale recenzja super. Zwłaszcza odwołanie do jednego z komiksów mojego dzieciństwa i sienkiewiczowski spoiler. Dzięki za nią. 🙂

Dodaj komentarz