Przeczytałam książkę, gdy Maurycy był jeszcze niesamowity, a szczury uczone, jednak dopiero teraz dostałam ją w prezencie – w nowym przekładzie. Mogę powiedzieć jedno – nawet pomijając mojego szmergla na punkcie szczurów – jest to moja ulubiona książka Pratchetta z cyklu bez straży i wiedźm. No, obok „Pomniejszych bóstw”.
Historyjka jest banalna – głupawy z wyglądu chłopak spotyka na swej drodze kota. Wiemy, jak się to skończy – kot swym sprytem i pomysłowością zapewni chłopakowi sławę, bogactwo, a może nawet rękę księżniczki. No, w sumie, po co komu jakaś ręka, skoro można worek pieniędzy jest rzeczą o wiele bardziej przydatną, jeśli chodzi o jedzenie. Szczególnie, jeśli w parze z kotem wędruje stadko całkiem inteligentnych szczurów.
Zabawa jest prosta – szczury wbiegają do miasta i psocą, a zdesperowani ludzie zaczynają domagać się szczurołapa. Wtedy pojawia się chłopak z fletem i swoim wiernym kotem, który obiecuje wyprowadzić szczury z miasta. Znaczy się chłopak obiecuje, bo przecież koty nie mówią. Raz – dwa, pieniążki zostają zapłacone, melodia zagrana, szczury grzecznie wychodzą z miasta za grającym szczurołapem. I udają się do kolejnego miasta.
Wszystko było by takie proste, gdyby nie ta… inteligencja. To nie są zwyczajne szczury – żerowały na śmietniku Niewidocznego uniwersytetu, co zaowocowało Przemianą. Nawet Maurycy jest Przemieniony – choć jemu to akurat najmniej przeszkadzało przed uzyskaniem tego, na co miał ochotę, jak to kotom się zazwyczaj udaje. Szczury mają dziwaczne imiona – jak osoby, które poczuły potrzebę posiadania imion, a brakło im wyobraźni, by wymyślić je samemu. To właśnie ich rodząca się samoświadomość jest główną osią książki.
Jest coś niezwykle wzruszającego i delikatnego w tych stworzonkach, które kojarzą się z brudem, zarazą i złośliwością, kiedy pieczołowicie targają ze sobą książeczkę o przygodach Pana Królisia, kiedy spisują po szczurzemu prawa szczurów, próbują stworzyć ubranka (i tylko Sardynki jakoś daje radę z kapeluszem) i narzędzia. Zadają sobie pytania i szukają odpowiedzi na najtrudniejsze pytania – skąd przyszliśmy, kim jesteśmy? Co jest dobre, a co jest złe? Genialna lekcja moralności przełożona na szczurzy świat uderza uniwersalnością prawd. Pratchett zazwyczaj ironicznie postrzega ludzką naturę, pełną fałszu i zawiści. Tutaj przeciwstawia ją naturze brudnego zwierzaka, pokazując, że dobro powinno przychodzić naturalnie – to zło wymaga pracy.
Po raz kolejny jestem pod wrażeniem niesamowitej mądrości i ciepła, jakie ma w sobie Pratchett. Moment przemiany Ciemnobrąza, który dokonuje po raz pierwszy świadomego, wręcz ludzkiego wyboru między dobrem a złem jest jednym z najmocniejszych fragmentów książki. Opisy szczurzego świata i sposobu myślenia – to kolejny atut. Sam autor przyznaje się do studiowania szczurzych zwyczajów i historii, równocześnie po raz kolejny oskarża: tylko ludzie są skłonni do bezmyślnego okrucieństwa.
Czy jest coś gorszego niż utrata wiary? Czy jest coś trudniejszego niż zrobienie tego, co trzeba? Jak poradzić sobie z cieniami, które czają się w mroku? Jak wiele pokory trzeba, by uznać, że mały, ślepy szczur może mieć większą wiedzę, niż szczur wielki i silny? Czytam i czuję, że nam, ludziom, naprawdę dużo brakuje, jest mi żal, ze tak wspaniały dar, jak inteligencja, jest marnowany i rozmieniany na drobne, że służy wymyślaniu sposobów krzywdzenia innych. To ludzie zakładają coraz bardziej wymyślne pułapki, to ludzie oszukują i zatracili poczucie jedności stada.
Najlepsze jest to, że książka, choć porusza trudne tematy, jest pogodna i ciepła. Stepujący szczur Sardynki (który szczyci się tym, że ukradł sztuczne zęby z ust człowieka), nieśmiała Brzoskwinia i zgrywający cwaniaka Maurycy to tylko niektóre postaci, które tworzą klimat lektury. I może „Przygody Pana Królisia” to tylko głupiutka książeczka dla dzieci, jednak czy największe prawdy nie są najprostsze?
Koniecznie przeczytajcie. Wielbiciele gryzoni będą zachwyceni, a przeciwnicy mogą się miło zaskoczyć. Kto wie, może przypomnimy sobie jak to jest po prostu… dobrze żyć. Wystarczy od czasu do czasu posłuchać Groźnej Fasolki.
Terry Pratchett, Zadziwiający Maurycy i jego edukowane gryzonie
wyd. Prószyński i s-ka, 2011
I to brzmi zdecydowanie jak „książka dla mnie”.
Tylko, czy chce mi się czytać coś, co mógłbym sam komuś tłumaczyć? 😛 (Tak mi się po recenzji wydaje.)
zawsze warto przeczytać coś, co możesz sam tłumaczyć – bo zawsze może się okazać, zę będzie tam coś więcej 🙂
kurcze, ja nie wiem jak to możliwe, że jeszcze tego nie czytałam?!
trzeba to natychmiast nadrobić!!
Przeczytałem. I czuję się lekko oszukany recenzją: spodziewałem się czegoś prostrzego, a dawno nie czytałem tak mocnej książki. Znaczy przynajmniej kilka fragmentów jest mocnych z cytatami / zdaniami wartymi zapamiętania.