Dreszcz – Jakub Ćwiek

79452-dreszcz-jakub-cwiek-1

Zawsze podejrzewałam, że starzy rockmani są superbohaterami. W końcu ilość używek, które w siebie ładują, zwykłemu człowiekowi powinna dawno zaszkodzić. To, albo są wampirami, jak to słusznie zauważył Żamboch w Percepcji. Przyznam jednak, że wolę wizję Ćwieka – przynajmniej jest zabawniejsza.

Dużo muzyki, przekleństw, używek i humoru – tak w skrócie można opisać tę książkę. Właściwie kupiła mnie w momencie, kiedy pojawił się Alojz, który przepięknie mówi po śląsku… a, bo wiecie, superbohaterowie w dzisiejszych czasach mieszkają w Katowicach, w cieniu bloków na osiedlu Tysiąclecia. I nabierają supermocy, kiedy walnie ich grom z jasnego nieba. Dosłownie.

Głównym bohaterem jest Rychu, zwany Zwierzem. Stary, przepity rockman, który od dawna żyje na garnuszku córki. Nie chce pracy, nie chce być odpowiedzialny, a już na pewno nie w głowie mu biznes z ratowaniem ludzi. Szczególnie, że z elektrycznymi zdolnościami momentami jest więcej kłopotu, niż pożytku, a wykorzystywane są na przykład do unikania kary za jazdę autobusem bez biletu. Swoją szosą, to jest sztuka, w MZK GOP zobaczyć kontrolera… Mówiłam, supermoce!

Ostatnim elementem układanki jest Bejniamin Bradford Jr, który pochodzi z długiej i szanowanej linii lokajów brytyjskich. Benjamin przepięknie mówi po polsku, jest bardziej brytyjski niż królowa Elżbieta grająca w krykieta przy popołudniowej herbatce i z miejsca się w nim zakochałam. Bo jak tu nie kochać młodzieńca, którego największym marzeniem jest być Alfredem dla lokalnego Batmana? I co z tego, że superbohater miga się, jak może…

Sam Rychu w sumie nie jest postacią jakąś szczególną, miejscami przypomina Lokiego z Kłamcy, a tak poza tym jest doskonałą kalką stereotypu rockmanów i właściwie czytelnik jest w stanie przewidzieć połowę jego kwestii czy zachowań. Za to Alojz i Benjamin rządzą i wymiatają.

Fabuła? Mamy superbohatera, więc i znajdziemy superzłoczyńców, którzy będą chcieli stanąć na drodze naszego bohatera. I tak właściwie jest to opowieść o facecie, który niby działa altruistycznie, ale ta naprawdę jest cynicznym draniem, ale tak naprawdę jest równym kolesiem. A wszystko to z dużą dawką humoru.

No właśnie, dawka humoru. Tu humor leje się wiadrami, co mnie osobiście po jakimś czasie męczy. Nie lubię powieści, które co akapit puszczają oczko do czytelnika, choć i tak jest dużo lepiej, niż w przygodach Lokiego, gdzie ilość mrugnięć mogłaby wywołać niewielki huragan o lokalnym zasięgu. To, co jednak mi się bardzo podobało, to ćwiekowe porównania i metafory – sprawiały one, że książka mimo wszystko wymagała umysłowego wysiłku, żeby sobie choć część z nich wyobrazić. No i te śląskie linie dialogowe… poezja!

Dreszcz czyta się wyjątkowo szybko i lekko, choć wyraźnie faworyzuje jeden gatunek muzyczny, przez co czytelnicy o odmiennym guście mogą się czuć rozdrażnieni ilością piosenek czy odniesień, które znajdą w treści. Ja jestem kompletnym ignorantem muzycznym (no dobra, nie kompletnym), więc przyznam się – omijałam teksty piosenek. Wiem, wiem, jestem dziwadłem, ale po diabła mi tekst, kiedy nie znam do niego muzyki (a która robi 90% smaku piosenki)?

Na szczęście (dla mnie) mam sporą wiedzą muzyczną i choć nie znam twórczości większości wymienionych w książce panów, wiem o nich na tyle dużo, żeby pałać do nich sympatią, przez co książka była dla mnie całkiem lekkostrawna. Myślę, że większość czytelników schrupie ją bez najmniejszego problemu, a mogę się założyć, że będzie im naprawdę smakowała – bo to fajna książka jest.

Jakub Ćwiek, Dreszcz
wyd. Fabryka Słów, 2013

One Reply to “Dreszcz – Jakub Ćwiek”

  1. Jeśli mam być szczery to mnie Dreszcz zupełnie nie przypadł do gustu. Humor i owszem jest, ale tylko taki leciutki – na podniesienie kącika warg. Nie mogę powiedzieć by książka była zła. Rzeczy, które moge ocenić negatywnie sa ledwie 2 czy 3, ale po prostuje brakuje mi tych, które bym ocenił na plus.

Dodaj komentarz