Zaproszenie na kimchi – Lena Świadek

zaproszenie-na-kimchi

Korea to kraj egzotyczny, nawet dla osoby pałającej sympatią do Dalekiego Wschodu Japonia wydaje mi się jakaś taka oswojona, wiecie, samuraje i te sprawy, sushi i Hiroshima. Ale Korea? Pierwsze moje bardzo złe skojarzenie: to tam, gdzie jedzą psy. Owszem, o psach też będzie, ale przede wszystkim zapraszam Was do Korei Południowej na kimchi.

Opinii o tej książeczce znajdziecie wiele, od ostrożnych zachwytów, po ponure wieszanie psów (nie tych obiadowych). Jednak mnie ujęło to, co zazwyczaj umyka recenzentom – ta ksiązka nigdy nie miała być dziełem wybitnym, bardziej przypomina bloga, niż dzieło literackie i jest raczej spisem wrażeń i luźnych myśli, niż rozprawą o Korei Południowej. Mnie taka forma nie przeszkadza, nie oczekuję od razu pełnej analizy kulturowo-obyczajowej w oparciu o tło historyczne od osoby, która najpierw głęboko studiowała zwyczaje danego kraju.

Autorka nie podchodzi do Korei bałwochwalczo, jak typowy azjofil. Raczej stoi oszołomiona pośród obcych barw, zapachów, obyczajów. Średnio co pięć minut dowiaduje się od koreańskich kobiet i mężczyzn, że jest piękna, dzieci podziwiają jej blond włosy, nastolatki – białą skórę, a babcie bez skrępowania łapią ją za biust. Zajada ostre koreańskie potrawy i z ciekawością sięga do kolejnych półmisków. Ot, pamiętnik z wakacji, tylko napisany z odrobinę szerszej perspektywy.

Spodobała mi się taka Korea, pełna sprzeczności i serdeczności. Koreańczycy są szczerzy, przyjaźni i ufni, a cały świat to dla nich jedynie przedłużenie rodzinnej wioski. Kimchi jest bardzo zbliżone ideowo do naszej kiszonej kapusty, tylko zawiera czosnek i parę innych składników, ale też się kisi w glinianych dzbanach, a zapach może powalić pułk wojska. Nie zaprzeczę, ekstremalne potrawy zawsze mnie intrygowały, muszę koniecznie spróbować.

Trochę o jedzeniu, trochę o polityce, trochę o obyczajach – wszystko to składa się na naprawdę przesympatyczną książeczkę. Dużym plusem jest kredowy papier i bardzo zwyczajne, a przez to pełne uroku zdjęcia. Autorka aż promienieje sympatią do uśmiechniętych Koreańczyków, którzy przyjęli ją jak zagubioną (i trochę zdziczałą, dziwną) krewną. Ta sympatia bije z kartek książki i udziela się czytającemu.

Przyjemna, lekka lektura dla osób, które niewiele wiedzą o Korei, a chętnie dowiedzą się więcej. Obawiam się, że dla znawców może być za prosta. Ja jednak jestem laikiem i przeczytałam ją z niekłamaną przyjemnością.

Lena Świadek, Zaproszenie na kimchi
Wydawnictwo Kwiaty Orientu, 2008

Dodaj komentarz