Najnowsza powieść Kinga zaskakuje – chyba wszystkich, oprócz mnie. Ja wsiąknęłam w fabułę i co trzecią stronę wzdychałam z zachwytem: WRESZCIE! Nareszcie przede mną książka pełna dokładnie tego, za co go kocham – zwyczajnego-niezwyczajnego życia. Na początek mała wycieczka osobista. Uczciwie uprzedzam, że jeśli oczekujecie recenzji w stylu „zdarzyło się to i to, napisane zostało tak i tak, autor jest w formie a całość plasuje się w nurcie post-jakimś” – jesteście na złym blogu. Ale to już chyba wiecie…
No więc wycieczka osobista. Małe, grube, chorowite i obrzydliwie oczytane dziewczynki nie mają za wielu przyjaciół, a jak mają szczęście, to ich mama rozsądnie stwierdza, że kryminały umoralniają, bo zły typ jest ukarany i pozwalają czytać czarne książki z jamnikiem (to takie kryminały).
A jeśli mają więcej szczęścia, to panie bibliotekarki, przyzwyczajone do tego, że dziewczę jako dziesięciolatka przeczytała całego Alistaira McLaina, nie zaoponują, gdy trzynastolatka przytaszczy do lady jakiegoś tam Kinga, a konkretnie – To. Znaczy się, coś tam protestowały, ale pokazałam przytomnie palcem, że to książka o dzieciach, więc się trochę zdziwiły, że stało na kryminałach, ale co tam. Miałam moją kobyłę w ręce.
I słuchajcie, to była najpiękniejsza książka, jaką przeczytałam. Owszem, miałam za sobą różne Ronje i innych braci Lwie Serce, Narnię i całą masę młodzieżówki, ale pierwszy raz w życiu przeczytałam tak poruszającą książkę o przyjaźni, wyobraźni i poświęceniu. Klaun, jak klaun, był straszny, ale pfff, w porównaniu z olbrzymią miłością, jaką żywiłam do bohaterów, po prostu wydawał się śmieszny.
Właśnie dlatego kocham Kinga – nie za straszenie, nie za groźne lampy czy beboki we mgle – ja go kocham za tę zwyczajność, codzienne życie pełne emocji, tak żywych i bliskich, że człowiek się zatraca w czytaniu. Jego bohaterowie są przeraźliwie samotni w światach swoich umysłów, ale znajdują w sobie siłę, by otworzyć się na drugiego człowieka – i to ich w konsekwencji ratuje: czego więcej może chcieć samotna dziewczynka?
Joyland jest dokładnie tym. Nie ma tu nic strasznego – nawet duchy są jakieś takie… przyjazne. Ciepłe. Smutne, ale spełnione. Tajemnica sprzed lat, makabryczny mord, brzmi jak opowieść z dreszczykiem, która po prostu krąży po takim magicznym miejscu, jak wesołe miasteczko.
Wiecie, w porównaniu do mroku, jaki się sączył z serialu Carnivale (polecam!), Joyland jest słodką bają na dobranoc. Nie oznacza to jednak, że nie jest fascynujący. King maluje codzienność w taki sposób, że nie sposób się oderwać, aż czuć zapach popcornu i waty cukrowej (choć nie tak strasznie, jak było w To), stalowe olinowania i konstrukcje karuzeli trzeszczą ekscytująco, zapowiadają zabawę ze szczyptą ryzyka.
To jest ten „mój” King, który pozwala mi zrozumieć i doświadczyć innego życia. Każdy starszy czytelnik z pewnością zrozumie rozterki młodzieńca o złamanym sercu, choć właściwie jego historia nie różni się niczym od setek, tysięcy innych. Być może dlatego tak łatwo odnaleźć nam siebie wśród bud jarmarcznych, pocimy się w kostiumie psa i całym sobą czujemy przeszywającą, ostrą jak nóż radość z bycia tu i teraz.
Fabuła? Cóż, lato i kawałek jesieni w latach ’70 ubiegłego wieku, złamane serce, praca sezonowa w wesołym miasteczku, tajemniczy morderca, chory chłopiec i duch. To są proste składniki, z których mistrz słowa wyczaruje genialną i prostą potrawę. I powiem, że wejście do świata Joylandu nie wymaga wielkiej odwagi – odwagą jest żyć po tym, jak się go opuści.
Stephen King, Joyland
wyd. Prószyński i s-ka, 2013
O matko, no i teraz kombinuję, jakby tu się wyrwać z natłoku zajęć i polecieć teraz, natychmiast do księgarni…
lepiej nie wyrywać się tak na chwilę, bo jak się zacznie czytać, to nie można przestać. Uwierz mi, czytałam ukradkiem w pracy, musiałam się wymykać do łazienki… 😛
Dobra, wyrwałam się. Lecę. Wszystko przez Ciebie, bo Kinga kocham!!!!
Geez. Uwielbiam „To”!
I historia malej dziewczynki um… u mnie to bylo „Milczenie owiec” co panie bibliotekarki kwestionowaly…
Musze dopasc „Joyland”
Lubię Kinga, ale nie aż tak żeby się od razu na jego nowość rzucać 🙂 Ale kiedyś na pewno przeczytam.
„To” było też moją pierwszą książką Kinga 🙂 a przy chwili wolnego czasu sięgnę i po tą nowość, chociaż bardziej czekam na nową Grocholę 🙂
tez juz na mnie czeka, moja pierwsza powieść Kinga i już nie mogę się doczekać , a po Twojej recenzji to jeszcze bardziej ! 🙂