Starsza pani wnika – Anna Fryczkowska

Coś, co zaczynało się jak lekka historia kryminalna ze starszą panią w tle, okazało się być czymś więcej. Mam mieszane uczucia po lekturze, ale wiem na pewno – nie żałuję, że ją przeczytałam.

Początek jak najbardziej zgodny jest z opisem z tyłu książki: oto mamy nieporadnego misia-detektywa, którego babcia nie lubi siedzieć w miejscu, więc postanawia pomóc nieborakowi. Starsze panie pojawiają się to tu, to tam, każda jest niewyczerpanym źródłem informacji, ploteczek i zauważa więcej, niż młody człowiek zajęty swoimi sprawami. Pojawia się też parę kobiet w sile wieku, jedna typowa nastolatka i mała dziewczynka.

Bohaterów męskich mamy trzech – wspomnianego wnusia-niedojdę, który bawi się w detektywa, truposza i mordercę kotów. Żaden z nich nie zasługuje na sympatię, a każdego ma się ochotę od czasu do czasu kopnąć, żeby oprzytomniał.

I tu dochodzę do sedna powieści – nie jest nim ani wątek kryminalny, ani sprawa męczenia zwierzaków, ale prosta obserwacja, która boli swą prawdziwością: baby są żałosne. Nie, żeby tak same z siebie – są żałosne i dzikie przez mężczyzn właśnie. Kobieta uzależnia swoje szczęście od mężczyzny, nie potrafi uwierzyć, że sama jest w stanie o nie zadbać i dlatego rośnie krzywo, stąd pojawiają się sęki, wypaczenia i zamiast pięknej brzozy otrzymujemy jakąś groteskową sosnę, powykręcaną na wszystkie strony. Drzewo, które nie potrafi już rosnąć prosto.

Przez książkę przewijają się bardzo wiarygodne sylwetki bohaterek. Są nieco przerysowane, ale dzięki temu mamy możliwość poznania całej gamy błędów, które baby popełniają. Oszukane pielęgnują w sobie poczucie krzywdy, nieufność – albo za wszelką cenę starają się przenieść swoje frustracje na otoczenie. Ilona zrzuca wszelkie niepowodzenia na swojego byłego męża, który zachwiał jej poczucie własnej wartości szeregiem kochanek. Dlatego torturuje się zabiegami kosmetycznymi i każdego mężczyznę traktuje z pogardą.

Klara również została zdradzona, jednak w jej bronią są łzy i wpędzanie innych w poczucie winy, plus chorobliwa zazdrość. Halina wyszła za mąż, żeby ukryć fakt, że jest w ciąży z innym, dlatego wszelkie siły poświęca temu, by wyplenić „zło” z wnuka. Dzidka zrezygnowała z miłości w imię wyższych celów, pozostała samotna i życie schodzi jej na wyprawy do kościoła, na cmentarz i do Haliny.  Te i inne bohaterki tkwią w swych klatkach, do których weszły dobrowolnie – dla mężczyzn. Najgorsze jest to, że rozwiązania swych problemów szukają właśnie u nich.

Równocześnie autorka porusza inny temat – niewidzialności osób starszych. Na szczęście jej „babcie” potrafią to wykorzystać, prowadzą własne śledztwo i samodzielnie wymierzają sprawiedliwość. Ma to jednak swoje minusy –  nikt nie traktuje ich poważnie, policja wyśmiewa i traktuje z góry, lekceważenie i pobłażliwość to ich chleb codzienny.

Równocześnie oglądamy drugą stronę medalu – mężczyzn, którzy cierpią z powodu tego, że kobiety cierpią. I kółeczko się zamyka. Krzywdzimy siebie nawzajem, a wystarczyło by przecież po prostu… zacząć żyć. I nie bać się kochać tak prawdziwie, zdrowo, bez leczenia swoich ambicji i kompleksów, rozmawiać i nie widzieć w innej kobiecie wroga.

Bohaterkom się to poniekąd udaje. Nie wszystkim – brak mi było zakończeń paru wątków, ale generalnie szło ku dobremu. Nawet szczur znalazł swój domek. Tylko kotów szkoda, nacierpiały się biedactwa. Zemsta wymierzona przez babcie była rewelacyjna. W tym wszystkim najbardziej zachwyciła mnie Teresa, która pali jak smok i późno odkryła uroki seksu, więc teraz nadrabia zaległości…

Wybaczcie, że tak poważnie i metafizycznie – musicie mi wierzyć, że mimo całej wagi problemu, jest on podany lekko i nienachalnie. Ukłony w stronę autorki, która swoje bohaterki lubi, mimo ich wad i upierdliwości, nie stara się ich ośmieszyć, ale ukazuje cały łańcuch przyczyn, które doprowadziły do tego stanu. Poza tym, jakby nie patrzeć, starsze panie są sympatyczne, choć każda ma swój zestaw drobnych dziwactw i przekonań.

Jest to doskonała powieść kobieca, która jak bezlitosne lustro pokazuje nam, kobietom, jakie jesteśmy. Każda może znaleźć tam jakiś kawałek siebie i zdecydować – czy naprawdę warto dłużej to ciągnąć? A nie lepiej złapać życie za rogi, odpuścić sobie walkę z wiatrakami i po prostu żyć? Kochając, wymierzając sprawiedliwość i patrząc jasno w przyszłość, bez uporczywego oglądania się za siebie. Jest to też świetna lektura dla mężczyzny, który może choć trochę lepiej zrozumieć, czemu te baby są jakieś takie dziwne.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i s-ka.

Anna Fryczkowska, Starsza Pani wnika
wtd. Prószyński i s-ka, 2012

4 Replies to “Starsza pani wnika – Anna Fryczkowska”

  1. Brzmi całkiem sympatyczne. Zapewne sięgnę, żeby po tzw. „przejściach” nie zostać poskręcaną sosną. Recenzja jak zwykle świetnie napisana 😛

    1. dziękuję, dziękuję 🙂 postaram się wysępić od Prószyńskiego jakieś książki w przyszłym miesiącu na konkurs, tej niestety już mi się nie udało. Precz z sosnami!

  2. Szyszka i głosi „Precz z sosnami”. A sosny są piękne – te powykręcane jeszcze bardziej.

    1. ja tylko przeciw tym rozdartym sosnom na końcu lektury jestem 🙂

Dodaj komentarz